
Alice, so serious? Noooo
Poniedziałek po zmianie czasu zdecydowanie nie jest moim dobrym dniem. Kiedy o 6 rano zadzwonił budzik i wyrwał mnie z jakże krótkiego snu powiedziałam do siebie w myślach WTF? Zwaliłam jednak swoje ociężałe ciało i pojechałam do pracy. Senność towarzyszyła mi niczym zmora przez cały dzień i nawet niezawodna yerba mate nie dawała dzisiaj rady.
Cóż, już dosyć mocno zmęczona pojechałam po 16:00 na lunch do mojego miejsca w Bydgoszczy- “Vegaba” . Nieco odżywiona, lecz nadal senna doczłapałam się do dworca PKP i obrałam kurs na Poznań.
Tym razem podróż umilały mi Julia Pietrucha z “Postcards from the seaside” i Varius Manx z Kasią Stankiewicz z ich pięknym “Entem”.
Droga minęła mi bardzo szybko. Krótka kimka i trzeba było wysiadać. O dziwo tym razem nie pogubiłam się na dworcu i znalazłam odpowiednie wyjście w kierunku ul. Matyi.
Klub,w którym dzisiaj miała zagrać Alice Merton jest bardzo blisko dworca PKP. Dosłownie 15 minut spacerkiem.
W Blue Note jestem już po raz trzeci. Lubię go, jest mały, ale ma fajny klimacik. Ostatnio byłam w nim na koncercie Juli Marcell i było zajebiście.
Na Alice Merton jechałam tak naprawdę z mieszanymi uczuciami. Niby chciałam, bo podoba mi się jej barwa głosu i utwory “No roots” i “Why you so seriuos“, ale moje serce skradają wrażliwcy.
Mam jednak coś takiego w sobie, że muzycznie lubię eksperymentować i poznawać różnych artystów i różne gatunki. Nie liczy się dla mnie, czy ktoś jest popularny i ilu ma fanów. Przez ten czas koncertu liczy się tylko to, co potrafi dać mi i ludziom na scenie. I nie chodzi tu bynajmniej o to, czy artysta w jakimś momencie nie zafałszował i czy wszystkie dźwięki były czyste. Liczy się atmosfera i więź, jaka się rodzi podczas koncertu.
Lubię bardzo, jak znikają z twarzy ludzi wszystkie maski, które nakładają na twarz w ciągu dnia. Liczą się wówczas emocje i to, że wszyscy są po prostu szczęśliwi. A ja lubię obserwować szczęśliwych ludzi wokół mnie 🙂
Alice, jaka ona jest? Napisać skromna i utalentowana, to jakby nic nie napisać. Myślałam, że może trochę pogwiazdorzy. Ale gdzie tam, na scenę wyszła po prostu uśmiechnięta młoda dziewczyna i zaczęła się dobrze bawić.
Publiczność od razu złapała z nią wspólny muzyczny feeling. Facet w szarym t-shircie i bejzbolówce wyraźnie rozruszał ludzi i rozpoczął rytmiczne klaskanie. I to nic, że nie znał do końca słów, ale freestylował całkiem nieźle.
Stałam wśród ludzi u góry na balkonie. Tam nie było aż tak bardzo gorąco. Choć i tak z minuty na minutę moja introwertyczna natura przekształcała się w ekstrawertyczną. Cóż, ta dziewczyna łapała świetny kontakt wzrokowy także i ze mną. Nie było więc wyjścia i trzeba było ruszyć do tańca.
Jasne, że takiej muzyki nie słucham codziennie. Ale czasem mam właśnie też ochotę po prostu się wyluzować i nie myśleć o niczym. Mam też w sobie coś z muzycznego wariata.
To nie był koncert który się rozkręcał. To była od razu petarda. Pozytywne wibracje były dzisiaj od początku. Alice śmiała się cały czas, ale wyraźnie była pod wrażeniem, kiedy fani krzyczeli jej imię i skakali w rytm jej piosenek. Było więc “Lesh out” i “Funny bussines”. A ona wyraźnie zachwycona i lekko onieśmielona mówiła, że nie zawsze ma taką wariacką publikę.
Przy “Homesick” trochę się zatrzymała i opowiedziała, że ludzie często ją pytają o to, gdzie jest jej dom. Odpowiada wówczas, że nie ma swojego konkretnego miejsca. A jej domem są jej bliscy, za którymi tęskni i których nosi w swoim sercu.
Przed “Honeymoon heartbreak” z kolei powiedziała, że to w zasadzie jedyny wolny utwór na płycie (debiutancki album to “Mint”) i wraca myślami do wspólnego letniego telewizyjnego występu z Tomem Odellem. Śmiejąc się, że było jej dziwne grać go w tv po raz pierwszy wspólnie z Tomem na żywo.
Polubiłam już ją i ten jej uśmiech a kiedy opowiedziała o początkach swojej kariery uśmiechnęłam się jeszcze bardziej, bo dostrzegłam, że stała przede mną dziewczyna, która nie miała w życiu lekko i musiała zawalczyć o swoje marzenia.
Piosenkę “2 kids” zadedykowała swojemu przyjacielowi, który jest także jej menagerem i współpracownikiem a który przeprowadził się dla niej do Berlina. Wynajmowali tam mały obskurny pokój, gdyż tylko na to było ich stać, bo wszystkie pieniądze, jakie mieli zainwestowali w album.
Alice, to także zalotna flirciara, która potrafiła rzucać żartami ze sceny. Opowiadała o piosence, którą zadedykowała facetowi, w którym się kiedyś kochała, a który ją olał. Nie odzywał się do niej przez 3 lata a kontakt nawiązał dopiero jak usłyszał jej piosenkę w radio. Więc go zapytała, dlaczego ją ignorował? Odpowiedział: “Wiesz, byłem zajęty”. Odparła, ja też jestem zajęta. Gram dzisiaj koncert w Poznaniu 🙂
Było i też trochę poważniej, gdy powiedziała do nas te słowa: “Przez większość czasu to, co kocham w swojej pracy (choć nie wszystko kocham) to, to że mogę zobaczyć uśmiechy na waszych twarzach i że przez te półtorej godziny możecie zapomnieć o swoich problemach i być tu i teraz”. Po czym zagrała “No roots”. Byłam już wówczas mokra jak szczur i skakałam do góry razem z innymi. Potrzebne mi to było. Takie oderwanie się od rzeczywistości i wyładowanie emocji.
Na bis Alice zaśpiewała “Why so serious”. Napisała ten utwór kierowana czasem wewnętrznym poczuciem smutku i przygnębienia, ale potem wychodziła do ludzi i pytała samą siebie dlaczego jesteś taka poważna? Odpuść sobie!
Publiczność długo wiwatowała a Alice parokrotnie przedstawiała swój międzynarodowy zespół: klawiszowca z Niemiec, gitarzystę ze Stanów i perkusistę z Francji.
To było mega sympatyczne muzyczne spotkanie. Także po koncercie, kiedy zmieniłam z nią parę słów dziękując za tak dużą energię. Powtórzyła, że jest w szoku, bo nie spodziewała się takiej entuzjastycznej publiczności.
Jak zawsze musiał mnie ktoś zagadać po koncercie ? Młody chłopak z plakatem w rękach stał i czekał jako ostatni po koncercie. Był tak zajarany Alice i zachwycony, bo był to jego pierwszy koncert w ogóle. Pomyślałam, że ma facet szczęście! Bo miał okazję na własne oczy przekonać się, jak muzyka potrafi człowieka ponieść.
I dlatego właśnie kocham muzykę, bo mnie nieustannie zachwyca i zaskakuje nowymi dźwiękami i doświadczeniami, jak dzisiaj, kiedy basy prawie rozerwały mi bębenki w uszach ?
Co jeszcze lubię? Ano skromnych artystów, przez których przemawia pokora i talent, którzy potrafią swoją muzyką i osobowością jednoczyć ludzi.
Fajna ta Alice!

