Koncerty

Czy potrafimy wyrzucić z serca gniew?- Kasia Kowalska akustycznie

Kasi Kowalskiej nie słyszałam od wielu już lat. Kiedy dorastałam, to m.in. jej piosenki towarzyszyły mi w buntowniczym czasie szukania własnej życiowej drogi. Miałam praktycznie wszystkie jej albumy a potężny wokal którym dysponowała zawsze mnie zdumiewał, że w tak niewielkim ciele mieści się tak wiele muzycznej ekspresji.

Koncerty akustyczne są moimi ulubionymi. Kocham ten nastrój, który wówczas panuje na scenie, który dopełnia przepiękna gra świateł. Bardzo, ale to bardzo się ucieszyłam, kiedy przyszło na mój telefon powiadomienie o występie Kasi właśnie w takim anturażu. Bez zbędnego namysłu kupiłam bilet i pojechałam do Torunia.

Wspólnie z nieco starszą publicznością zgromadzoną w CKK Jordankach wyruszyłyśmy do świata wspomnień.  Na początek Kasia Kowalska zaprezentowała piosenkę z albumu „Pełna obaw”, który ukazał się w 1998 roku a była nią „Jeśli blask Twój zawiódł”. Po pierwszych taktach byłam już spokojna o wokal Kasi. Czasem tak jest, że wraz z upływem czasu idole czasów naszej młodości tracą swój blask a ich głos nie ma już takiej mocy w sobie. Z Kasią Kowalską tak nie jest, to nadal bardzo solidne granie i znakomity wokal. Żwawa gitarowa mocna solówka od razu wprowadziła mnie w dobry nastrój. Mogłam wczuć się w rytm tego nieco drapieżnego utworu.

Równie mocny aranż mogłam usłyszeć w kolejnej piosence- „Antidotum” z tytułowego albumu powstałego w 2002 roku. Zaczęłam śpiewać razem z Kasią „Zrzucę ciężar twych kłamstw
Powtarzanych co dnia. Zacznę wierzyć w to że żyć bez ciebie się da. Obiecam otrzeć swe łzy. Już wiem nie po to mam być. By się zadręczać. Do wnętrza swój krzyk chować. Nie tego chcę. Dziś nie tego chcę
”.

Drapieżne gitary wybrzmiały nieco łagodniej w utworze „Pieprz i sól” z tego samego krążka, co poprzedni.  A ja na nowo zrozumiałam tekst tej piosenki „Tak trudno być znów szarym człowiekiem. Gdy widzisz się wśród samych gwiazd. Gdzie rzucą kość będziesz jak szczeniak biegł. Tak bardzo chcesz, by dojrzał Cię świat”. Fajnie wpasowały się w tym kawałku męskie chórki gitarzystów.

Tajemniczy wstęp do „Prowadź mnie” z krążka „Samotna w wielkim mieście” wypuszczonego w 2004 roku nieco mnie zwiódł, bo to zwiewna piosenka a w tej aranżacji przyznam, że bardzo mnie zaskoczył swoim brzmieniem niczym z filmów Quentina Tarantino.  Śmiało można by zatańczyć wówczas flamenco.

 Drugim utworem z „Samotnej w wielkim mieście” była piosenka „To co dobre”. Kasia zachęcała publiczność do wspólnego śpiewu. Wybrzmiał więc głośno refren: „Wszystkim nam brakuje szczęścia masz to na co godzisz się. Każda droga jest łatwiejsza, gdy widzisz to, co dobre jest”.

Kawałek „Aya”, która zwiastuje przyszłoroczny (mam nadzieję) album Kasi słyszałam już w podobnym aranżu podczas jej występu w muzo.fm. Był znakomity, tak jak teraz. Fajny rytm gitarowy z etnicznymi wstawkami został nagrodzony gromkimi brawami, które zamieniły się w owację na stojąco, kiedy publiczność usłyszała wstęp do znakomitego utworu z debiutanckiego albumu „Gemini” a który brzmi „Oto ja”. Doskonale pamiętam klip do tej piosenki i młodziutką wówczas 22-letnią Kasię Kowalską. Podobnie jak 23 lata temu także i teraz miałam ciary na całym ciele i byłam zachwycona umiejętnościami wokalnymi Kasi. Nie wiem jak to jest, ale tego utworu nie słyszałam jakieś z 10 lat a tekst i tak znam na pamięć. Są jednak ludzie-legendy, których muzyka i teksty po prostu zapadają w sercu człowieka na wieczność. Patrząc na reakcję publiczności, dla niej także ten utwór miał bardzo wielkie znaczenie.

Podczas koncertu Kasia przywołała we wspomnieniach czasy, w których nie było telefonów komórkowych i były to piękne chwile, kiedy człowiek był sam na sam z muzyką i nic mu jej nie rozpraszało. Może właśnie dlatego, że to skupienie było wówczas tak duże, to człowiek do tej pory je pamięta. Pamięta te spotkania, których nie da się już odtworzyć, które trzeba po prostu zapamiętać a nie nagrać.

To jest jednak znak naszych czasów i nie da się tego wyeliminować. Nie sposób bowiem zabrać każdemu smartfona przed wejściem do klubu. Jestem jednak zdania, że faktycznie zabijają one trochę klimat koncertu a ludzie czasem idą na koncert nie żeby coś przeżyć, ale aby potem móc się pochwalić nagraniem, czy zdjęciem. Nie neguję tego, nie osądzam, bo to element naszej codzienności, ale może czasem warto przeżyć coś tak dla samego siebie po prostu?

Maskaradę” z krążka, którego tytułu nadal nie umiem prawidłowo wymówić („Antepenultimate”) wszyscy zaśpiewaliśmy z rękoma wzniesionymi do góry.

 „Wyrzuć ten gniew” z „Pełnej obaw” poprzedził z kolei przytoczony przez Kasię zabawny z filmu „Nie ma mocni”: „A co tak raptem zacichli Aaaa ?”. To bardzo motywująca piosenka, opowiadająca o wyzbyciu się negatywnych emocji w swoim życiu i pozostawieniu żalu samemu sobie.

Kolejny wielki przebój „Domek z kart” z albumu „Samotna w wielkim mieście” przeniósł nas do czasów naszych niespełnionych miłości, które były budowane na udawaniu, na strachu życia w pustce, na poczuciu winy, na których nie da się uformować żadnych solidnych fundamentów.  Cóż, to po prostu utwór o słuchaniu własnego serca.

 Podczas „Coś optymistycznego” z „Czekając na…” Kasia poderwała wszystkich z krzesełek i skutecznie zachęciła do wyśpiewania słów „Wierzyć w nas, zaczynam wierzyć w nas…”. Tym razem do energicznych gitar dołączyła ustna harmonijka. A publiczność długo skandowała na głos: Kasia, Kasia, Kasia, gdyż był to już ostatni utwór tego wieczoru… Oczywiście przed bisami…

Tym razem Kasia na warsztat wzięła piosenkę z albumu „5” i było to „Nobody”. Mroczna, opisująca utraconą, zranioną miłość kompozycja. Znakomity wstęp gitary akustycznej z delikatną perkusją i z brawami ludzi w tle.

Drugim zagranym na bis utworem było nieśmiertelne „A to co mam”  z „Koncertu inaczej” z 1995 roku. Kolejny gigant muzyczny z taką dawką emocji, których momentami człowiek nie jest w sobie wstanie znieść. Uwielbiam ten utwór, kocham go całym swoim sercem i duszą. Jest tak cholernie magnetyczny i wielki, że brak mi słów, aby go opisać. Nastrój, jaki buduje w nim wokal Kasi zmiata z nóg.

Na sam koniec Kasia zaśpiewała „Halleluja” znakomitego barda naszych czasów Leonarda Cohena. Przypominając nam wszystkim o tym, że życie nie jest nam dane na zawsze, a każda chwila jest bezcenna i że mamy się cieszyć tym, co mamy i pamiętać o tych, których już nie ma wśród nas. Niby trywialne zdanie powtarzane już dziesiątki tysięcy razy, o którym jednak równie szybko zapominamy…

Bardzo mnie cieszy muzyczny powrót Kasi Kowalskiej, bo to naprawdę świetna legendarna artystka, która jest d tego bardzo mądrym mam wrażenie człowiekiem. Jestem wdzięczna, że miałam okazję odbyć tą sentymentalną i wzruszającą dla mnie podróż do czasów mojej młodości, której muzyka Kasi Kowalskiej była ważną częścią. Z utęsknieniem czekam na nowy album i wiem, że będzie to coś, na co absolutnie warto czekać. Coś wartościowego i mądrego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *