Recenzje

Dotknąć muzyki- recenzja płyty zespołu Sonbird

Jak się tak człowiek zabierze do pisania recenzji i zacznie szukać informacji na temat zespołu Sonbird, to trzeba przyznać, że nie znajdzie o nich zbyt wiele materiału. Raptem parę wywiadów z Dawidem Mędrzakiem- frontmenem kapeli. Jednak, kiedy człowiek przeczyta w jednym z nich zdanie o dotykaniu muzyki wie już, że na pewno ten zespół zwróci jego uwagę.

Wujek google powiedział mi, że chłopaki pochodzą z Żywca, znają się ze szkoły, są kumplami, rocznikami 94-98. Dawid, Kamil, Tomek i Maciek- czterech facetów, bardzo młodych chłopaków, których marzeniem było wystąpić kiedyś na Sofar Sounds a o Męskim Graniu i supportowaniu Organka, czy o Top 5 Katarzyny Nosowskiej w konkursie Skoda Auto Muzyka zapewne nie śmieli nawet myśleć.

Jednak droga do muzykowania nie była dla nich łatwą. Rodziców Dawida nie było początkowo stać na kupno instrumentu muzycznego, by szedł do szkoły muzycznej. Ja jednak od zawsze uważam, że trudności wzmacniają charakter człowieka a kiedy wiesz, że jeśli chcesz robić w życiu to, co kochasz, to musisz o to po prostu zawalczyć. Inaczej się nie da a jeśli walczysz, to się uczysz, a jeśli się uczysz, to zdobywasz doświadczenie. Lekcje pokory są jednymi z tych najlepszych. Poza tym trudności albo wzmacniają więzi między ludźmi albo je zupełnie rozluźniają.

Debiutancki album “Głodny” został poprzedzony wydaniem 3 singli: “Ląd”, “Głodny”, “Hel”. Mam taki zwyczaj, że siadam wieczorami i odpalam youtube’a w poszukiwaniu nowej muzy. Tak było z “Lądem“, który przesłuchałam zupełnie przypadkowo. Przyciągnął mnie do siebie charakterystycznym wokalem i delikatnym gitarowym, osadzonym w ambiencie brzmieniem.

Płyta ukazała się 8 lutego. Pochodziłam z nią parę razy na uszach i odłożyłam na półkę. Było to dobre, ale nie był to wówczas nasz wspólny czas. Wróciłam tydzień temu, kiedy zdecydowałam się kupić bilet na bydgoski koncert w klubie Estrada. I słucham tego albumu codziennie, żeby wniknąć w jego emocje, bo emocje na nim są i jest ich całkiem sporo.

Kiedy wpisuje w wikipedii  hasło Sonbird wyświetla mi się tekst, że zespół gra indie rocka. Rozwijam więc jego definicję i czytam: “gatunek muzyczny, którego nazwa pochodzi od angielskiego słowa independent – niezależny. Zespoły nazywane tym mianem często wydają swoją twórczość w małych, niezależnych wytwórniach płytowych. Indie rock niekiedy określa się jako podgatunek rocka alternatywnego”. I coś tam z tego opisu się zgadza, bo przecież zespół wydał płytę w małej aczkolwiek z dużymi już nazwiskami wytwórni Jazzboy. Dla mnie jednak, jak słucham tego krążka, to na myśl przychodzi zespół Anathema i ich utwór “Dreaming light” i to charakterystyczne brzmienie gitary elektrycznej.

Tak, jej jest tutaj bardzo dużo, to ona prowadzi ten album. Mojego ukochanego piania jest mało, ale pojawia się subtelnie w tle w “Wodospadach” i “Krakowie” robiąc robotę. Bo pianino właśnie takie jest, nienachalne i delikatne skłaniające słuchacza do refleksji.

“Głodny” jest jednak płytą wielowymiarową, bo oprócz lirycznych ballad: “Lądu”, “Śladu”, czy “Wodospadów”(z cudowną wiolonczelą) znajdziemy też psychodeliczną nutę w piosence “Wada”. Swoją drogą jest to ciekawy kawałek na płycie. Początkowo spokojny, z tekstem przykuwającym uwagę: “zaspałem na cały świat” i zaśpiewany przy akompaniamencie gitary akustycznej, po czym przechodzący od 3:15 w psychodeliczną masakrę mózgu.

Podobnie jest i z “Kuloodpornym”, w którym to nie ma już na froncie tylko samych gitar a dochodzi pokombinowana elektronika, rytmiczny bas i perkusja. Bardzo lubię też tekst tego utworu:
W zaułku cichy głos, zakryta twarz. W sercu tak dużo ma otwartych ran. Ja wierzę wciąż, że każdy jest dobry. Choć długo w nim to śpi. Krew, pot i łzy, świat niespokojny. A świat to znaczy my. Obronię to, co znaczy kochać. Nie wypalajmy się. Każdy ma broń, a bronią są słowa. Czy chcesz zastrzelić mnie?”.

Lubię też, jak Dawid się wydziera w utworach. Ma facet spore możliwości i czasem chciałoby się, żeby docisnął mocniej. Chociaż jak sam powiedział, boi się przesadzić. Tak jak w tekstach, które opowiadają głownie o miłości. Pisze to prawdziwych historiach. Nie sili się na metafory. Może i dobrze, bo lepiej być szczerym w prostej opowieści, niż sztucznym w wyrafinowanej.

Moją uwagę przykuł też utwór “Tyle pytań” i solóweczka gitarowa od 2:59. To jest moja perełka z tej płyty. Ta energia i rozpaczliwy wokal Dawida są wisienką na torcie.

Lubię różnorodność. Lubię, jak ludzie kombinują, by robić coś swojego. Na “Głodnym” słychać różne emocje. Jest spokojniej, czasem ambientowo, że chciałoby się tych utworów słuchać spacerując nad ranem po wrzosowisku. Jest też energetycznie, jak w “Niepoważnym”, gdzie można sobie poskakać i wywalić emocje na zewnątrz.

Sonbir połączył w muzyce to, co akurat lubię. Te dreamowe gitary, ambient, przejmujący budzący emocje wokal, tą tęsknotę, rozpacz, przerażenie, ale i chłopięcy wdzięk i energię.

Bardzo też utkwiły mi w pamięci słowa piosenki “Kraków”: ” Ta noc, może tą ostatnią być. Więc idź, odmów pacierz, przełknij łzy. Ta noc, może zabrać komuś Cię. Więc idź, wszystkie głupstwa odrzuć precz“. Parę dni temu moi bliscy cudem uniknęli śmierci w pożarze ich własnego domu więc  w kontekście tych wydarzeń rozumiem te słowa już inaczej, dosłownie.

Dużym plusem tego albumu jest też to, że zespół zdecydował się na album zaśpiewany w całości po polsku, co dla młodych ludzi było na pewno sporym wyzwaniem. Mnie akurat bardziej ciągnie do naszej, rodzimej muzyki. Nie jarają mnie specjalnie zagraniczni. Może to właśnie kwestia języka i tego, że lubię słuchać i odbierać emocje właśnie w swoim ojczystym języku.

Czego mam życzyć chłopakom z zespołu Sonbird? Ano tego, by nie dali nikomu zabić w sobie marzeń, by nie szli za chwilowymi modami i komercją, która odziera człowieka z duszy i czyni go nijakim. By zawsze grali swoją muzykę, by czerpali inspirację ze swojej wrażliwości muzycznej. By mieli chłodną głowę, kiedy spadną na nich kolejne sukcesy, a że spadną, tego jestem pewna. Mają solidny system wartości wyniesiony z żywieckiego domu i oby o tym domu zawsze pamiętali, kiedy będą wypływać nie na tylko “Hel” a szersze muzyczne drogi.

Cóż… miejcie soldouty Panowie, grajcie na największych festiwalach i twórzcie kolejne bardzo dobre płyty, bo dobrą już stworzyliście.