Recenzje

Julia Pietrucha- Folk it! Tour

Rzecz jasna czekałam na nowy album Julii Pietruchy. Muzyka, którą tworzy Julia dociera bardzo głęboko do mojej wrażliwości. Podobno muzyka klasyczna oraz folkowa najbardziej koi duszę człowieka i podnosi jego wibracje. I ja w to wierzę, bo tego też doświadczam.

Folk it! Tour miałam okazję obejrzeć i wysłuchać na żywo dwukrotnie. Ostatnio całkiem niedawno- bo miesiąc temu w filharmonii bałtyckiej w Gdańsku. Przedpremierowo więc usłyszałam nowe utwory „Home” wykonywany z Martą Zalewską oraz „With the Wind”. Obydwa nie ukrywam są mi bardzo bliskie. W ogóle Julia z Martą brzmią tak świetnie, kiedy wspólnie śpiewają, że trudno Je rozróżnić.

Julia Pietrucha jest tego rodzaju artystką, na której koncerty idzie się po to, żeby ich doświadczyć. Rzadko kiedy ludzie machają smartfonami przed oczami i nagrywają. Kiedy siadasz na swoje miejsce w takim miejscu, jak filharmonia, gdy gasną światła a na scenę wchodzi ten magiczny kwartet, czyli: Julia, Marta, Kuba i Michał, to na półtorej godziny przenosisz się do świata własnych emocji.  

Oni naprawdę się świetnie dobrali osobowościowo i muzycznie. Poza tym są przezdolnymi ludźmi, grającymi na wielu instrumentach i to słychać.

Jest wielu artystów, którzy potrafią poruszyć. Jednak Julia w swojej twórczości ma taką dozę delikatności i wrażliwości oraz stwarza przecudowny klimat, że po prostu pozwalasz sobie na to, żeby przy tej muzyce odpłynąć. Nie krępujesz się zamykać oczu i po prostu pozwalasz sobie na to, żeby czuć.

Jest w tych utworach pewna doza tęsknoty, zadumy i pewnego rodzaju zawieszenia w czasie. Cieszę niezmiernie, że ta płyta powstała, gdyż znajdują się na niej moje ulubione utwory z poprzednich płyt.

“Niebieski” w wersji folkowej brzmi przecudownie.

Przyznam, że trasa Folk it! Tour jest moją ulubioną. „In Me”- utwór stworzony bardzo dawno temu skradł moje serce na amen. Bardzo lubię go słuchać wieczorami, z zamkniętymi oczami i przy zapalonej świeczce. Ona jest ukojeniem, po dniu pełnym emocji. To taki swoisty balsam na ten cały życiowy chaos, który budzi w człowieku niepokój.

Nie każdy potrafi stworzyć nastrój podczas koncertu. Nie każdy potrafi zaczarować słuchacza a Julii skutecznie od paru lat się to udaje. Zadziwiające jest też to, że Ona wcale nie jest bardzo aktywna medialnie. Może właśnie dlatego na Jej płyty i koncerty czeka się, jak na coś wyjątkowego?

Julia Pietrucha w swojej twórczości odkrywa także dawno zapomniane instrumenty, które swoim naturalnym brzmieniem docierają do człowieczego wnętrza. Myślę, że budzą też w nim taką prastarą potrzebę czucia mocniej i głębiej.

W dobie, kiedy muzyka tak bardzo stała się komercją a zapomina się o jej duchowym i metafizycznym aspekcie taka twórczość jest prawdziwą perełką. Nie widziałam niezadowolonego słuchacza wychodzącego po koncercie a na kilku już byłam.

Bo ta twórczość nie jest sztampą. Nie jest pretensjonalnym podejściem do sztuki, lecz aktem pełnym profesjonalizmu i miłości do twórczości jako takiej. Mnie się ona podoba i chciałabym, żeby było jej więcej na naszym rynku muzycznym.

Od paru lat przyglądam się temu, co muzycznie tworzy Julia Pietrucha i nadal jestem tym zauroczona, a wierzcie mi zdarza mi się to rzadko, gdyż zmieniam swoje muzyczne upodobania.

Tymczasem magia twórczości Julii Pietruchy nadal w moim sercu trwa i oby trwała i nadal koiła 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *