
Lor- Lowlight
Na debiutancką płytę zespołu Lor czekałam od czerwca 2017 roku, kiedy to po raz pierwszy byłam na ich koncercie podczas festiwalu Open’er w Gdyni. Od początku dziewczyny ujęły mnie swoją dużą wrażliwością, jak na swój wiek (miały wówczas 14-15 lat). Choć tak naprawdę to nie wiek kreuje nasze postrzeganie świata. Wrażliwość bowiem albo się posiada, albo nie. Tego nie można się nauczyć, z nią się człowiek rodzi.
Kiedy spotykam na swojej muzycznej drodze takie osoby, to mam ogromną ochotę zanurzyć się w ich świecie, który daje ukojenie. Otwieram wówczas tajemnicze drzwi, które prowadzą moją wyobraźnię do Narni i tolkienowskiego Rivendell pełnego wartości z których chce się czerpać, które chce się chłonąć.
Zakładam słuchawki na uszy, siadam wygodnie w fotelu, w ręku trzymam książkę a na stoliku stoi kubek ciepłej herbaty. To jest ten czas mojego wyciszenia i odcięcia się od głośnego świata, którego nie lubię. Ciągnie mnie do piękna, przyjaźni i miłości w czystej postaci, takiej trochę ze świata Tolkiena. Dlatego muzyka zespołu Lor tak bardzo mi to wszystko przypomina. Ich muzyka jest pięknem. Inaczej tego nie umiem ująć.
Album „Lowlight” jest płytą, na której jest 15 utworów. Przyznam, że to dużo, ale to dobrze, bo tej płyty słucha się jednym tchem. Całość jest napisana w języku angielskim przez Paulinę Sumerę, który, jak sama autorka wspomina, jest językiem mniej dosłownym i bardziej wieloznacznym od języka polskiego. Muzykę zaś skomponowała pianistka zespołu- Julia Skiba.
Marzę o tym, żeby taką wrażliwość anielskiego głosu Jagody Kudlińskiej usłyszeć kiedyś w naszym rodzimym języku. No, ale może po prostu potrzeba na to jeszcze czasu. A może po prostu dziewczyny obrały taką drogę? Jak to się potocznie mówi: pożyjemy, zobaczymy.
Cieszę się, że na „Lowlight” jest tak dużo prostoty i minimalizmu a klimat albumu tworzą: pianino z pięknie zagranymi przez Julię Skibę spokojnymi intrami, skrzypce i ujmujący, czasem interpretacyjny i nieco aktorski, bardzo świadomy wokal Jagody. Momentami pojawiają się też inne instrumenty smyczkowe i gitara akustyczna oraz elementy perkusyjne. Jeśli miałabym opisać tę płytę jednym słowem, to byłby to: spokój. Dziewczyny przyznają, że inspirację czerpały z muzyki islandzkiej, że fascynuje je twórczość min. Birdy, Agnes Obel a to jest muzyka, która miłuje piękno natury, poraża delikatnością i subtelnością.
Pomimo młodego wieku dziewczyny z Lor wiedzą, czego chcą i to słychać na tym albumie. On jest świadomym wyborem, jest poszukiwaniem innej drogi, od tej którą się powszechnie w świecie promuje. Bo to nie jest muzyka dla wszystkich, nie jest to głośny krzyk, to dźwięki dla ludzi wrażliwych, kochających łagodność i ciszę. Dla ludzi, którzy są ciekawi świata, którzy chcą go poznać, jednak na swoich własnych warunkach. Moim zdaniem tylko wówczas rodzi się w nas piękno i harmonia, kiedy robimy rzeczy w zgodzie z samym sobą i swoja naturą. Od zawsze wierzę też, że ludzkie serca i świat zdobywa się łagodnością a nie krzykiem.
Mnie „Lowlight” zabiera do miejsc, z których nie chcę wracać. Te blisko 57 minut to magiczne minuty. To czas, w którym człowiek nabiera dystansu do świata. Najbardziej urzekło mnie chóralne intro utworu „Bonum”, “Christmas Morning: Busza’a in the Garage” oraz „Happy Birthday” z delikatnie nastrojowo zagranym w końcówce pianinem popularnej melodii. Nie mogę nie wspomnieć też o cudownych piosenkach „Keaton” i „Cinnamon”, które dawno skradły mi serce.
Bardzo się cieszę, że album „Lowlight” w końcu ujrzał światło dzienne. Nie mam go jeszcze fizycznie w rękach. Czekam na dostawę płyty, będę jej słuchać w aucie podczas podróży do domu rodzinnego na Święta. I będzie to moja godzina z muzyką zespołu Lor. A pod koniec kwietnia obejrzę ich koncert na żywo w Poznaniu, podczas Enea Spring Break i zatopię się w ich wrażliwości i emocjach. Ciągnie mnie do takiej muzyki i takiej wrażliwości, bo ciągnie mnie po prostu do piękna. Warto też zwrócić uwagę na niebanalną okładkę albumu.
Jagoda Kudlińska ma w sobie to coś, co ma też Julia Pietrucha- niesamowitą lekkość śpiewania. To jest niewiarygodne, że te młode dziewczyny z zespołu Lor są aż tak bardzo dojrzałe!
Póki co rok 2019 obfituje w naprawdę dobre i różnorodne debiuty. Płyty: Ani Karwan, Sonbird, Arka Kłusowskiego i Lor zasługują na uwagę. Są przemyślane, są mądre i niosą ze sobą dobre wartości. Czekam zatem na kolejne!

