
Miłosna męska opowieść Pawła Domagały
Koncert Pawła Domagały to jedno z tych wydarzeń, które przegapiłam w ubiegłym roku. Niby chciałam na nim być, ale zbyt długo zwlekałam z kupnem biletów, aż te się skończyły… Płytę Pawła podrzuciła mi koleżanka, mówiąc, że ma fajny klimat. Nieco sceptycznie podchodzę do śpiewających aktorów, czy aktorek, gdyż niestety często nie mają nic wielkiego muzycznie do zaoferowania bazując na swojej popularności. Talentu jednak nie oszukasz, jeśli więc nie potrafisz śpiewać… cóż lepiej drogi aktorze i aktorko zostań przy swoim pierwotnym fachu z korzyścią dla siebie i słuchaczy.
W przypadku Pawła Domagały jest jednak inaczej. Jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Dla mnie Paweł jest damską wersją Julii Pietruchy. Podobnie czaruje i uwodzi na scenie. Jest na niej artystą- człowiekiem, który ma coś do powiedzenia. Człowiekiem, który ma do opowiedzenia pewną miłosną historię…
Występ w toruńskim CKK Jordanki rozpoczyna prawie 4 i półminutowe intro grane na bębnach. Po chwili dołącza do nich gitara basowa i elektryczna oraz klawisze a jest to klimatyczny wstęp do piosenki „Zuza”. W końcu na scenie pojawia się też Paweł entuzjastycznie witany gromkimi brawami. Skromny facet w czarnym kapeluszu, jeansowej kurtce i spodniach, z przewieszoną przez szyję gitarą akustyczną. Łagodny uśmiech nie schodzi mu z twarzy. Publiczność zgromadzona na sali, to przeważnie ludzie dojrzali między 30-tym a 40-tym rokiem życia a więc mój target. Wiem już, że będę się tutaj dobrze czuć, że podczas występu będzie skupienie, nie będzie pisków i wrzasków. I tak też zresztą jest, kiedy Paweł rozpoczyna swoją aksamitną opowieść o kobiecie swojego życia, którą nosi nad ziemią.
Swój miłosny poemat Paweł przenosi do drugiej piosenki „Gdybyś była”. To romantyczna opowieść damsko-męska o miłości, która koi, która myje lęki, w której dwoje ludzi czuje się bezpiecznie.
Trzecia zmienia już nastrój koncertu. Zagrana dynamicznie na gitarze akustycznej z towarzyszeniem oklasków publiczności- to „Szczęście”– kompozycja zwiewna, wiosenna opowiadająca o młodzieńczej miłości, która wycina dwa serca na drzewie.
Po tym pozytywnym przekazie Paweł prezentuje utwór, który znajdzie się na jego kolejnym krążku a jego tytuł to: „Człowiek, który był czwartkiem”. Bluesowo nieco reggae’owa nuta z wyrazistymi klawiszami i gitarą elektryczną w tle. Przyznam, że bardzo zgrabne to połączenie. Naprawdę człowiek może się fajnie pobujać i jednocześnie dać się ponieść tej melodii.
Domagała ma świetny kontakt z publicznością a jego celne dowcipy pozwalają zabawnie przejść do kolejnego utworu: „Od tej piosenki wszystko się zaczęło… i miejmy nadzieję, że na niej wszystko się nie skończy…”. Paweł zaczyna więc śpiewać „Opowiem ci o mnie”. Przyznam, że to- obok „Hioba” mój ulubiony kawałek z płyty. Piosenka, budząca nadzieję, kojąca serce wlewająca w nie odrobinę czułości. Utwór zakończony piękną solóweczką Krzysia Łochowicza na gitarze elektrycznej.
Chyba Paweł sam daje się ponieść temu uczuciu, dlatego tak cudnie zapowiada następną kompozycję: „Teraz będzie kolejna piosenka i też jej nie ma na płycie, też będzie na następnej, też jest o miłości i też dla kobiety i też dla tej samej… ”. Bynajmniej nie jest to ballada a raczej radosny poemat zaśpiewany dla ukochanej osoby, bardzo sprawnie zresztą grany przez zespół, który ma okazję pobawić się odrobinę muzyką i daje się ponieść improwizacji.
Dynamiczny gitarowo-klawiszowy wstęp zabiera mnie do kolejnej odsłony koncertu i świetnego numeru „Czego ty jeszcze chcesz”. Uwielbiam te momenty podczas grania, kiedy utwór trwa parę minut i można po prostu posłuchać samego zespołu bez udziału wokalu. Człowiek może wtedy naprawdę docenić klasę artysty i pozwolić, aby muzyka sama do niego przemawiała. Tego nigdy nie da mu żadne komputerowe dziwadło, lecz tylko żywy człowiek grający na konkretnym instrumencie.
Radosny nastrój na moment ponownie przeplata się z nostalgią, którą bardzo wyraźnie dostrzegam podczas ulubionego utworu Pawła pt. „Warszawa”. Cudna aranżacja zagrana na gitarze elektrycznej przez Krzysia Łochowicza wyciska niejedną łzę wzruszenia na kobiecym policzku. Na moim pojawia się uśmiech, bo kocham takich wrażliwców, którzy właśnie w ten delikatny i subtelny sposób potrafią opowiadać o tym, co jest w życiu najważniejsze, o miłości. Nie potrzeba przy tym blichtru i teatralnych gestów… Czasem wystarcza po prostu zwykła gitara i wszystko wokół staje się po prostu harmonią.
Paweł naprawdę potrafi czarować swoim głosem, co dobitnie pokazuje w „Tu i teraz”. Jemu się po prostu wierzy, kiedy śpiewa, że się nie boi, gdy ma obok siebie ukochaną. I to tak chyba jest, że jeśli ma się u swego boku osoby, które kochamy, to życie staje się jakby lżejsze a na pewno pełniejsze i piękniejsze.
Po kolejnej romantycznej odsłonie Paweł zabiera nas do swojej hiobowej opowieści. Nieco mrocznej i tajemniczej, zakończonej desperacko-psychodelicznym wołaniem o uwolnienie od lęku.
A chwilę potem ponownie zaczynam się bujać w rytm kawałka „Nie okalecz mnie”, który tym razem na mej twarzy wywołuje rozleniwiający uśmiech a swoje pięć minut tym razem ma klawiszowiec zespołu.
Wyjątkowa piosenka o przebaczeniu, zapowiedziana przez Pawła, która prowadzi do pogodzenia z bardzo mądrym tekstem skłaniającym do przemyślenia i po raz kolejny z doskonałą, tym razem progresywną solówką Krzysia Łochowicza zaprowadza mnie na nowo do świata nostalgii.
Na koniec jest już nieco radośniej a to za sprawą utworu „Nie zdejmuj rąk” i ujmujących słów „Kiedyś miałem skrzydła, wiesz. Mogłem latać. Kiedyś miałem oczy jasne, jak niebo. Widziałem więcej. Mniej mówiłem, bardziej żyłem. Im mniej chciałem, więcej miałem. Dzisiaj już wszystko chcę mieć”.
Ostatnią niestety piosenką tego wieczoru opowiadającą o utraconej szansie i czekaniu pt. „Jestem tego wart” Paweł kończy ten ponadgodzinny z kwadransem koncert. Czy mnie ujął? Oczywiście, że tak. Dla mnie Paweł Domagała jest artystą autentycznym w swoim przekazie, podobnie jak Kortez. Jemu się po prostu wierzy na scenie, co nie każdemu się udaje. Cieszy mnie, że aktor komediowy, któremu przypisano łatkę nico głupkowatego wydał właśnie taki album i tworzy właśnie taką muzykę, która wytrąca go z tego zaszufladkowania. Ten facet ma piękną męską wrażliwość w sobie, którą potrafi przekazać innym, będąc na muzycznej scenie, co jest niezwykle cenne. Trzymam kciuki za jego kolejną płytę. Z chęcią jej posłucham i pójdę na kolejny koncert, by ponownie posłuchać pięknych tekstów o miłości i aksamitnego wokalu Pawła.

