Wywiady

Shata QS- Możemy odbijać światło w oczach drugiego człowieka

To było dla mnie niezwykłe spotkanie, z którego wyszłam bardzo ubogacona. Rozmowa z ShataQS otworzyła mi parę szufladek w moim umyśle. Pięknie było wysłuchać tego, co ma do powiedzenia, a zaręczam, że ma bardzo wiele.

Ona uwierzyła kiedyś, że jest głupia, że jest z Nią coś nie tak, bo myśli i czuje inaczej, niż reszta. Żyła tak, jak inni, a jej pasja stała się biznesem, który ranił jej serce. Zmieniła to i dzisiaj swoją postawą, myślą, ideą sprawia, że Jej życie jest szczęśliwsze i bardziej spełnione, bo żyje zgodnie z tym, do czego została stworzona.

Zapraszam do przeczytania bardzo głębokiej rozmowy o odczuwaniu, pasji, samotności, miłości do muzyki, o filozofii, ludzkich wyborach i życia według własnych zasad.

Ludzie zaczynają o siebie dbać, nie tylko na poziomie ciała, ale także ducha. Budzą się i szukają prawdziwych rzeczy.

Obecnie na świecie zachodzą zmiany świadomościowe, to globalny ruch, który bardzo przyspiesza. Dlatego zaczynamy się łączyć, bo tak naprawdę, to wszyscy podobnie odczuwamy i nie chcemy być sami.

Graliśmy ostatnio koncert w Mińsku Mazowieckim, na który przyszło około 100 osób. Po jego zakończeniu podeszło do mnie 25, żeby kupić płytę i chwilę porozmawiać. Dla mnie ta liczba jest bardzo duża, bo to mała miejscowość. Takie spotkania są cenniejsze, niż wydanie płyty. Nawiązaliśmy wzajemny kontakt wzrokowy. Ludzie nie mieli na sobie masek, które pewnie na co dzień zakładają. Poczuli się ze mną komfortowo, dlatego podczas naszych rozmów zaczęli się otwierać. Byli szczerzy, ale smutni. Niektórym poleciały z oczu łzy. Opowiadali, że mają teraz trudny czas w swoim życiu i że utożsamiają się z tekstami, które dzisiaj usłyszały. Słowa, jakie od nich otrzymywałam, były przede wszystkim bardzo głębokie i to jest niesamowite, że nikt nie prosił mnie o selfie.

Dla wielu z nich płyta “Fenix” jest prowadzeniem i wsparciem w ich ważnych procesach.  Ja też je wszystkie przechodzę. Spisuję, dzielę się swoim doświadczeniem i tym, co mnie wzmacnia. Czułam odpowiedzialność, ale też otrzymałam dużo ciepłych słów od ludzi.

Szukałam własnego JA i tego, kim teraz jestem? Jakie jest moje powołanie i przeznaczenie? Jakie jest moje powołanie i przeznaczenie?

Ty się na nich otworzyłaś więc oni także to zrobili. Dałaś im odwagę do tego i przestali się bać mówić o tych trudnych rzeczach, z którymi się zmagają.

Napisałam tę płytę przez pryzmat własnego doświadczenia. To nie był ruch marketingowy, na zasadzie: ”ja będę robiła taką muzykę, bo teraz mamy globalny ruch świadomościowy i zdrową żywność, więc jest to dobry biznes” . Takie projekty niestety się zdarzają. Dla mnie ważny jest szczery przekaz.

Na mojej pierwszej płycie pt. “Mr. ManKind” słychać było moją złość, walkę i zagubienie. To jest taki pierwszy proces, kiedy dociera do człowieka, że to, co do tej pory robił, nie sprawdza się i jest jedną wielką bzdurą a on czuje się oszukany. Żyjemy według pewnych norm, których zostaliśmy nauczeni. Wierzyłam w nie przez wiele lat, bo wszyscy tak funkcjonowali. Przez tyle lat starałam się być porządnym człowiekiem i dobrym obywatelem,  miałam dobre intencje. Robiłam rzeczy, takie, jak każdy konsument a one bardzo destrukcyjnie wpływały na mnie i na tą planetę.

W końcu zaczęłam sobie zadawać pytanie: „W takim razie gdzie jest jakaś prawda, według której mam żyć”? Dotarło do mnie, że przez brak wiedzy, albo przez tą fałszywie wpajaną, skrzywdziłam wiele istot dookoła. Ta złość, która się we mnie pojawiła, spowodowała, że napisałam płytę pt. „Mr. MinKind”. Byłam naprawdę wściekła, po czym okazało się, że z tej całej wściekłości straciłam siły. Dotarło do mnie, że muszę coś z tym zrobić, bo niczego tym nie zbudowałam. Poburzyłam trochę murów, został tylko bałagan a do budowania potrzeba tak samo dużo siły, jak do niszczenia.

Potem był w moim życiu moment ciszy, gdy pościągałam wiele rzeczy, które pozwoliły mi się trochę uwolnić. No, ale co dalej? Okazało się, że jestem taką grubą cebulą, która ma na sobie wiele warstw i żeby się pooczyszczać, to muszę wejść w siebie jeszcze głębiej.

Zaczęłam walkę z ego, szukałam własnego JA i tego, kim teraz jestem?  Jakie jest moje powołanie i przeznaczenie? Kim w ogóle jesteśmy jako ludzie? I co my możemy zrobić? Z tych procesów powstała pyta  „Fenix”. Trzecią płytę napiszę o kolejnym procesie (śmiech). Widzę, jak wiele osób idzie za tym, co mają wewnątrz siebie, bo to naprawdę jest dla nich ważne.

Uwierzyłam, że coś jest ze mną nie tak, że jestem głupia

To jest też bardzo fascynujące móc obserwować siebie, to jak się zmieniamy. Mamy na sobie te warstwy, które nałożyli nam rodzice i społeczeństwo.

Kiedy się budzimy, to przechodzimy ten etap buntu i gniewu, które uwalniają się przez ciało. Tak było w moim przypadku. Uważam, że trzeba je z siebie wyrzucić, ale nie w ten destrukcyjny sposób, by potem móc budować coś nowego, bez tej goryczy w sobie.

U Ciebie ta destrukcja przerodziła się w coś konstruktywnego, bo tak, jak wspomniałaś, po każdym procesie wydałaś płytę.

Odkąd byłam dzieckiem, zawsze miałam inny sposób patrzenia na świat i czułam się w nim samotna. Rzadko spotykałam ludzi, którzy myśleli podobnie, jak ja. Potem uwierzyłam, że coś jest ze mną nie tak, skoro, gdy byłam w gronie dziesięciu osób, tylko ja odczuwałam inaczej. Łatwo mi było uwierzyć, że te pozostałe dziewięć ma rację i należy się ich  słuchać. Włączyło mi się też typowe myślenie Polaka, że jestem głupia. Miałam taki moment niepewności siebie, depresji i braku przynależności w swoim życiu.

Zaczęłam więc robić tak, jak kazali inni. Pracowałam jako wokalistka, tak jak wszyscy moi koledzy i koleżanki ze szkoły. Gdy śpiewałam w klubie jazzowym, to w repertuarze były standardy jazzowe. Jak w klubie z muzyką bosanova, to piosenki w takim stylu, itp.

Wyjechałam też na 3 lata na kontrakt do Tokio. Był on bardzo atrakcyjny pod względem finansowym. Od poniedziałku do niedzieli śpiewałam a do południa nagrywałam jingle w studio. Po południu ubierano mnie w błyszczącą sukienkę i występowałam na scenie.

W pewnym momencie coś, co było dla mnie pasją i wielką miłością, stało się nagle ciężarem. Czymś takim, czego ja już nie znosiłam. Patrzyłam na zegarek nie mogąc się doczekać tego, jak dostanę kasę za występ i będę mogła pójść do domu.

Wtedy lekko się przebudziłam. Uwierzyłam w te wszystkie rzeczy, które robiłam już od kilku lat, ale one mnie nie wypełniały. Zaczęłam więc je kwestionować. Rozumiałam, że czasami trzeba coś poświęcić. Na coś zapracować i wtedy coś się otrzymuje, ale to trwało już tyle lat a ja czułam, że nie tędy droga.

Pomyślałam, co ja w ogóle robię? Przeczytałam teksty piosenek, które śpiewałam i dotarło do mnie, że ja się w ogóle z nimi nie zgadzam. Ja bym czegoś takiego nie napisała. Wykonując je na scenie, to ja się pod nimi jednak podpisuję i przekazuję tą wiedzę dalej więc coś sobą reprezentuję.

Zaczęłam o tym wszystkim myśleć i bardzo życzyłam sobie przestać śpiewać. Wręcz bałam się, że ja już nigdy do tego śpiewania nie wrócę. 

Przez nadużywanie pasji i zrobienie z niej biznesu, ja ją w sobie tylko zniszczyłam. To jest zawsze ryzykowne, bo gdy robisz coś hurtowo, to człowiek się zatraca. Wszystko ma sens, kiedy idziesz
z uczuciem i z duchem. Tymczasem ja uwierzyłam, że trzeba w odpowiedni sposób wyglądać, śpiewać i pracować. Prawie się wykończyłam wierząc w te wszystkie schematy.   

Zrodziła się we mnie potrzeba zmiany. Czułam, że muszę coś z tym wszystkim zrobić, bo życie nie ma dla mnie sensu. Ja mam tak żyć? Przecież to była fabryka a nie życie.     

Pewnego dnia siedziałam przy stoliku w garderobie, patrzyłam w lusterko i czułam, że coś jest nie tak. Podeszła do mnie kelnerka i zapytała, co się stało. Wyżaliłam się jej i powiedziałam, że moje życie nie ma sensu. Ona popatrzyła na mnie i powiedziała:  “Wiesz co, ja bym zrobiła wszystko, żeby być tam, gdzie ty jesteś. Zobacz ja chodzę i myję stoliki“. Gdy tak na nią popatrzyłam, to dotarło do mnie, że ona mnie nie rozumie. Patrząc z perspektywy pracy, to ja miałam lepsze warunki od niej. Byłam gwiazdeczką, zarabiałam kupę kasy, a ona była kelnerką. Ale z drugiej strony dla mnie w tym momencie to było jedno i to samo. Obie byłyśmy w gonitwie nie wiadomo za czym. Obie wykonywałyśmy absurdalną walkę o przetrwanie. Obie byłyśmy w niewoli. Ona odgrywała taką rolę, a ja odgrywam taką rolę. Jedna i ta sama klatka.

Jak tylko zażyczyłam sobie zmiany, to ona momentalnie się pojawiła. W ciągu miesiąca wyjechałam z Tokio, gdyż nagle zrobiło się zamieszanie z moją wizą. Pojechałam na półtora miesiąca do Nowego Jorku szlifować język angielski. W międzyczasie anulowali mi wizę w Japonii i przez pewien czas nie miałam możliwości powrotu do Tokio.

W Nowym Jorku zaczęła się walka o przetrwanie.  Nie szukałam już śpiewania, byłam nim zmęczona, więc zostałam kelnerką m.in. w Terra Blues, ostatni istniejący klub bluesowy na Manhattanie. Pewnego dnia sprzątałam stoliki i usłyszałam, jak ktoś pięknie śpiewa. Przypomniałam sobie ten moment konwersacji z kelnerką w Tokio. Byłam teraz na jej miejscu. Uśmiechnęłam się patrząc na to jak obserwator, ale nic się nie zmieniło. Dalej widziałam to tak samo jak wtedy, teraz odgrywałam taką rolę będąc nadal w tej samej klatce. Zatęskniłam jednak za muzyką, ale nie wyobrażałam sobie powrotu do tego, co miałam.

Postanowiłam, że jeśli wrócę do muzyki, to albo zrobię z tym coś głębokiego, albo wcale. Do tej pory w ogóle nie wróciłam do śpiewania jako wokalistka. Nie nagrałam też żadnej reklamy. Robię swoje, piszę swoje rzeczy i wypowiadam to, co ja po prostu czuję. To był taki mój proces przejścia przez to wszystko i znalezienia własnej drogi.

Obecnie dużą swobodę daje artystom internet, ale też poprzez rozwój technologii umyka nam przeżywanie wydarzeń na żywo, bo całość nagrywamy smartfonem.

Mi, jako osobie występującej na scenie jest lepiej, kiedy telefon nie zakrywa twarzy odbiorcy, kiedy mogę mieć z nim kontakt wzrokowy. Gdy ma przed sobą smartfona, to ja go nie widzę. On mnie także nie, bo patrzy przez pryzmat ekranu, odbierając sobie tym samym doświadczanie tego na żywo.

Zastanawiam się, czy nie poprosić ludzi przed koncertem o wyłączenie telefonów. Kiedy graliśmy w Mińsku Mazowieckim, tylko 2 osoby nagrywały koncert a reszta siedziała i słuchała.

Ludzie się łączą, żeby utrzymać dom, przetrwać w jakimś systemie,
a nie żeby coś razem tworzyć.

Ja też kiedyś nagrywałam, ale nie umiałam się wtedy skupić na odbiorze. Nie wracałam do tego, co rejestrowałam smartfonem, więc tak naprawdę to po co ja to nagrywałam? Żeby wrzucić te 15 sekund na instagram? Przecież to jest bez sensu.

Pamiętam jak Kamil Pivot w jednej ze swoich piosenek napisał, że tak bardzo był pochłonięty ustawieniami kamery, że przegapił, jak jego synek strzelił bramkę podczas meczu. Dzisiaj smartfony na koncercie mnie bardzo rozpraszają a wręcz wkurzają.

Nasza głowa jest o wiele lepszym twardym dyskiem od tego w telefonie. Mamy w niej te obrazy i potrafimy je wszystkie pięknie odtworzyć. Jesteśmy jednak samotni i nie dzielimy wspólnie tych wspomnień. Dlatego potrzebujemy nagrywać wszystkie rzeczy, żeby pójść i pokazać innej osobie.

Zobacz jak teraz wyglądają związki. Mąż idzie w jedną stronę a żona w drugą, każde do swojej pracy. Mają swoje własne, osobne życia. Swoich różnych znajomych, z którymi spotykają się popołudniami. Gadżety są im potrzebne do budowania relacji. Pokazują sobie na nich wzajemnie, co danego dnia robili. I w taki sposób wygląda dziś dzielenie się, bo przestaliśmy działać razem.

Ludzie się łączą, żeby utrzymać dom, przetrwać w jakimś systemie, a nie żeby coś razem tworzyć. To jest cały czas taka walka o przetrwanie. Dlatego te związki umierają, bo ludzie tylko razem ze sobą mieszkają. A gdzie jest łączenie się ze sobą w celach duchowych? Współgranie ze sobą, rozwój i poznawanie poprzez siebie?

Naszedł wreszcie czas, żeby znaleźć w tym inny cel. Dla mnie od dziecka to było dziwne. Moi rodzice szli do pracy, a ja do szkoły i każdy, gdzieś, za czymś biegał.

Kiedy się przekonałam, że wiedza, którą zdobyłam zupełnie do niczego mi się nie przydała, to zaczęłam się zastanawiać czym w ogóle była szkoła? Po co to wszystko jest? Dlaczego my to robimy? Czym jest praca, którą rodzice wykonują? Wiem, że mój tata wracał do domu zdenerwowany, zmęczony i zestresowany. W pewnym momencie rodzice przestali ze sobą rozmawiać o tym, co ich danego dnia spotkało. Tych spraw było już tak dużo, że nie mieli na to siły.

Dla mnie spotkanie się z drugim człowiekiem nie jest materialne a czysto duchowe. Możemy oczywiście sobie siedzieć i medytować, robić różne ćwiczenia. One nas łączą z naszym JA i ze Stwórcą. To są ważne rzeczy.  Możemy  w ten sposób doprowadzić się do pełnego zadowolenia z tego stanu, bycia samemu. Znaleźć własny grunt pod nogami, by opierać się na sobie a nie na kimś.  Jestem przecież boską istotą. Mam wszystko, jestem wypełniona, ale jednak brak tej umiejętności wymiany z drugim człowiekiem powoduje, że czuję, że ten potencjał jest gdzieś marnowany.  On musi wejść w ruch, bo w przeciwnym razie, już nic z tego piękniejszego nie wyniknie. To tak, jak niezapylony kwiat owocu. Jest piękny sam w sobie, ale może być z niego coś jeszcze piękniejszego i życiodajnego dla znacznie większej ilości istot. Tym jest dla mnie łączenie się z drugim człowiekiem, by stworzyć pełnię.

Teraz, w związkach, my tego w sobie nie pielęgnujemy. Ciągniemy tylko energię od tej drugiej strony a to powoduje, że jesteśmy nieszczęśliwi. Potrzebujemy drugiej osoby, żeby nas uszczęśliwiła. Wtedy w ogóle nie ma tej wymiany. Są oczekiwania, jest dużo brania, a mało dawania. Wtedy cały związek się rozpada. Medytowanie, poznawanie siebie, praca nad sobą jest tym pierwszym krokiem do kontaktu z drugim człowiekiem.

Musimy poukładać sobie wszystko, żeby móc wreszcie odbijać światło w oczach drugiego człowieka.

Moje obserwacje są takie, że my musimy przywrócić siebie, jako ludzi. Przypomnieć sobie, kim jesteśmy. Poukładać sobie wszystko, żeby móc wreszcie odbijać światło w oczach drugiego człowieka.  Na razie to my, nie wiedząc  kim jesteśmy. Nie mając takiego połączenia ze sobą, nie odbijamy światła a wręcz jeden od drugiego cały czas, jak wampiry ciągniemy. W związku z czym ludzie są nieszczęśliwi, samotni, chorują i umierają. A my absolutnie potrzebujemy siebie nawzajem. Po to zostaliśmy stworzeni kobietą i mężczyzną. Gdybyśmy nie byli sobie potrzebni, to zostałby stworzony tylko jeden rodzaj. Ja widzę jak to działa, bo miałam takie relacje z partnerami i przez długi czas byłam samotna w swoim życiu.

Nawet, jak zadasz pytanie człowiekowi, kim ty jesteś, to on tego nie wie. Jest wielka pustka.

Tak, odpowie: „jestem prawnikiem”.

Ja przez całe życie żyłam w perfekcjonizmie, który tak naprawdę mnie blokował, bo wielu rzeczy nie robiłam właśnie przez ten lęk, że moje działanie nie będzie miało wysokiej jakości. Nie chciałam pisać, bo bałam się, że robię błędy, a przecież to, co pisałam miało wartość i docierało do ludzi i im pomagało. Dopiero niedawno powiedziałam sobie basta i piszę tak, jak umiem.

Ale czym jest perfekcjonizm? Tą są kolejne stworzone zasady. Ramy, które tak naprawdę nas ograniczają. Jeśli idziesz na spotkanie biznesowe i nie masz pomalowanych paznokci, ubrania jakiejś tam firmy, to ludzie z tobą w ogóle nie rozmawiają. Oni cię będą traktować poważnie, jeśli będziesz miał na sobie ciuchy od danego projektanta. To jest patrzenie na człowieka przez pryzmat tych wszystkich zasad. Ja już tego materialnego sposobu patrzenia na człowieka nie czuję już. To jest dla mnie absurdem, ale wiem, że muszę uszanować te zasady jeśli wchodzę w ten świat, kiedy mam coś do zrobienia. Skoro przychodząc w dresie nie otrzymuję uwagi, to ubieram się tak, jak wymaga tego zasada, by móc jednak wziąć udział w jakiejś dyskusji. Ale i tak przemycam swoje wygody. Uginam się  tylko tyle, ile jest to konieczne.

W szkole średniej miałam depresję. Czułam się inna, uwierzyłam, że coś jest ze mną nie tak i zaczęłam prosić o pomoc. Byłam też zdiagnozowana z dysleksją i z dysortografią. Robiłam straszne błędy, ale miałam z tego powodu przestać pisać? Nie wychodzić do ludzi? Fakt, wykonałam bardzo dużo pracy nad sobą, żeby móc przemawiać. W szkole dzieci były brutalne i się ze mnie śmiały, gdy robiłam takie błędy. Uwierzyłam, że moja inność jest czymś złym, czułam się głupia. Dlatego wstydziłam się wypowiadać. Stres powodował, że zaczynałam się też jąkać. Co wywoływało wśród rówieśników jeszcze większy śmiech. Pokonanie tego, było dla mnie dużą pracą. Teraz mam już totalny luz, kiedy się wypowiadam.

Jest tylko jedna uniwersalna zasada: ODDCZUWAJ!

Odkrywajmy się, otwierajmy i wróćmy do siebie. Nie ma zasad, jest tylko jedna uniwersalna: ODCZUWAJ. I to, co czujesz ci wszystko inne pokaże. Im bardziej zaczynamy czuć, to tym mniej potrzebujemy wiedzieć, co mamy robić, czy rozumieć. Po prostu zaczynamy działać. Tak, jak to robią zwierzęta i rośliny, które nie snują rozważań. One się rodzą i jedyne, co mają to właśnie uczucie, odczuwanie, kontakt duchowy z tą energią, która jest dookoła. Ta wiedza jest, tylko trzeba się na nią otworzyć.

Ale to nie jest łatwe dla wielu z nas.

Życie nie musi być wcale takie trudne, jak nam się wydaje. Nie musimy go wcale planować. Może być banalnie proste, tylko że nas od tysięcy lat uczy się, że my na wszystko musimy ciężko zapracować. Zdobywać coś ostatnią kroplą krwi.

Przynależymy do tej planety. Jesteśmy jej częścią: jedzenie, woda, powietrze- to wszystko jest nam dane. Nie musimy płacić i walczyć, żeby mieć do tego dostęp. Możemy wejść do lasu, w którym wszystko jest. Możemy te wszystkie rzeczy zjeść, napić się wody i oddychać powietrzem. My jednak to kupujemy i o to walczymy. To jest nie w porządku, ale my się tego nauczyliśmy.

Kiedy mówisz o tym drugiemu człowiekowi, że to jest takie proste i dajesz mu rozwiązanie, to on w to nie wierzy. Bo w jego świadomości jest zakodowane to, że na wszystko trzeba zapierdzielać.

Tak samo jest z leczeniem. Myślimy, że leczenie chorób jest strasznie trudne a raka wręcz niemożliwe. Jeżeli mówisz ludziom, że w ciągu tygodnia czy dwóch są w stanie się wyleczyć z nowotworu, to oni nie wierzą, bo leczenie musi dużo kosztować. A rak na pewno jest karą boską.

Świat się zmienia a my mimo wszystko wraz z nim.

Teraz jest taki moment przeskoku, to jest bardzo łatwe, tylko trzeba zrobić ku temu pierwszy krok.
To jednak paradoksalne jest dla nas najtrudniejsze. Jestem przekonana i bardzo mocno wierzę w to, że my cały czas nie jesteśmy w stanie być sobą, bo musimy walczyć o coś, co jest nam dane. A zostało nam dane po to, żebyśmy mogli wykorzystywać swoje dary i zdolności do wyższych celów.

A czy sposób odżywiania ma na nas jakiś wpływ?

Ja mam własny ogród, z którego korzystam. Gdy jestem w trasie, to wożę ze sobą chleb i trochę swoich “suszków” ale  i tak  jem wówczas nieswoje jedzenie.

Dieta nie wpływa na nasze ciało bezpośrednio, ale wpływa bezpośrednio na naszą energię. Bo ona nie powoduje w naszym ciele chorób, ani ich nie leczy, lecz może wspierać oba te procesy. Mówię tu oczywiście o prawdziwym jedzeniu nie o chemii, bo wiadomo, że jeśli wlejemy w siebie litr roundup’u to dobrze na tym nie wyjdziemy.

Ona ukształtowuje głowę, bo zaczynamy inaczej myśleć. Można tu zacytować znane powiedzenie “stajemy się tym co jemy“. Oprócz odżywiania ciała istnieje jeszcze proces odżywiania ducha. Mięso, dla przykładu, wpływa zakwaszająco i automatycznie w takim organizmie jest inny rodzaj reakcji chemicznych.

Mózg zaczyna całkiem inaczej reagować, pojawia się inna percepcja postrzegania rzeczywistości lub jej zakłócenia. Dlatego to, co jemy, skąd pochodzi to, co spożywamy, jaka była tego historia zanim dotarło na nasz talerz jest tak bardzo znaczące.

Dochodzi do tego cierpienie zwierząt.

Tak, w tym mięsie, które pochodzi z fabryk jest bardzo dużo cierpienia. Cały ból, lęki i cierpienie zwierząt przechodzi energetycznie z mięsa do człowieka. I on zaczyna odczuwać te same rzeczy i emocje, które tak naprawdę do niego nie należą.

Im czystsze pożywienie, im lżejsze dla organizmu, tym bardziej odżywcze. Im mniej zakwaszające, to umysł pracuje czyściej i sprawniej. Masz więcej siły a wiec też odporności i na tym to polega. Fakt, że to wszystko się łączy i ma wpływ na zdrowie. Zmieniłam dietę więc przestałam chorować, bo zaczęłam inaczej myśleć i wybierać. Wśród moich znajomych widzę, że gdy przestali jeść mięso, a zaczęli rośliny, to nagle stali się mniej agresywni. Zmienił się nie tylko ich wygląd, ale także ich zachowanie i sposób myślenia.

Toksyczne jedzenie, które spożywamy, jest wypełnione chemikaliami, przerobione w obróbce termicznej, bardzo głęboko gotowane, czy smażone. Ono jest traktowane przez nasz organizm jako zagrożenie życia i połowa energii idzie na trawienie, a druga połowa na walkę z wrogiem. Przez co tracimy dwa razy więcej energii i musimy dostarczyć organizmowi więcej jedzenia. Dlatego w dzisiejszym świecie człowiek je o wiele więcej, niż powinien.

Najbardziej odżywcze jedzenie zarówno dla zwierząt, jak i dla ludzi jest surowe. Ze względu na strefy klimatyczne musimy się dostosować do temperatury, ale generalnie ważne jest, żeby organizm  otrzymywał surowe pożywienie, w postaci olejów, roślin, nasion. On je wtedy przyjmuje nie uruchamiając systemu odpornościowego,  po prostu odpoczywa i trawi. Ponadto jedząc surowe rzeczy, szybciej się napełniasz i jesteś w stanie dłużej wytrzymać bez jedzenia.

Marnujemy swoje życiodajne siły, bo nie wiemy co ze sobą robimy.
Nie możemy odkryć siebie, do czego zostaliśmy stworzeni, bo walczymy z systemem a nasz organizm z jedzeniem.

Nie można jednak w tym wszystkim zwariować. Kiedy znajoma, w grudniu, poczęstuje mnie sałatką z pomidorów, to jej nie odmówię. Mimo, że wiem, że teraz jest zimno i nie ma krajowych, tylko są sprowadzane z zagranicy i inaczej smakują.  Tutaj jednak znowu chodzi o wpadanie w schemat. Ważniejszy jest dla mnie człowiek i relacja z nim, niż zasady.

Nie można popadać w skrajności. Ja np. nie jem mięsa, a moja rodzina tak. W takim razie, czy teraz mam przestać ich odwiedzać, bo się różnimy? To jest absurd.

Niestety, przy tym całym ruchu świadomościowym wzrasta ego. Wpadamy z deszczu, pod rynnę. Tworzy się nowa religia. Widzę to na różnych festiwalach. Jest taki charakterystyczny sposób ubierania się. Ludzie zakładają koraliki, szarawary, są ludźmi oświeconymi, ale ten cały ruch wykorzystuje się do tworzenia biznesu.

Rośnie ego, bo „ja jestem teraz wyżej, niż ty. Nie jem mięsa, a ty jesz, więc jak ty się zmienisz, to dopiero wtedy będziemy rozmawiać, bo ja chcę mieć krąg moich znajomych tylko oświeconych. Uważam, że jestem lepszy, bo się ogarnąłem”.

A to nie tędy droga. To jest przerażające, przynależenie do społeczności, w której musisz uprawiać jogę, nie jeść mięsa, kupować same eko produkty itd. Jeżeli nie stać cię na coś i się gdzieś zagubisz albo ktoś ci coś da, co nie jest ekologiczne, a ty to trzymasz w ręku, to od razu jesteś oceniany i odrzucany.

Wpadasz z jednego schematu w drugi.

Tak, to jest jak nowa religia. Wcześniej był kościół. Teraz jest dokładnie to samo, tylko że zamiast kościoła, to mamy przyrodę. Tworzymy też nowe ołtarzyki, do których się modlimy, a zamiast amen mówimy namaste. Modny jest też tatuaż ze znakiem OM, a kiedyś modny był znak krzyża. Ludziom wydaje się, że się uwalniają, a tak naprawdę wchodzą w kolejne zniewolenie.

Kiedy przyjrzymy się temu głębiej, okazuje się, że to wszystko wcale nie świadczy o tym, że jesteśmy ludźmi oświeconymi. Dalej jesteśmy takimi samymi pasożytami, jakimi byliśmy wcześniej. Tam jest drugie dno tego wszystkiego. Bycie bardziej świadomym, to dotarcie i powrót do siebie. Tymczasem my cały czas chcemy się na czymś uwieszać, a to my tą pracę musimy wykonać.

Każda religia miała na początku piękną filozofię: chrześcijaństwo, islam, hinduizm. Teraz będziemy pełni miłości i dobra. Obecnie wchodzimy w ruch new age, który jest niczym innym, jak budowaniem nowej religii, dokładnie w tym samym celu, żeby kontrolować ludzi i zarabiać pieniądze.

Ludzie kupują warsztaty z różnymi szamańskimi ceremoniałami. One bez pracy nad sobą nie pomogą. To nadal jest szukanie na zewnątrz a źródło problemu, może się w nas ciągnąć od dzieciństwa, czy od pokoleń.

Teraz ludzie w to wchodzą i tylko oglądają, ale potem nie wykonują żadnej pracy nad sobą. To jest dokładnie tak samo, jak branie tabletki. Te ceremonie z szamanami, są dla nich fajne, bo są w przyrodzie a ludziom się wydaje, że są wówczas blisko Stwórcy i nie widzą w nich niebezpieczeństwa zniewolenia.

A żywność ekologiczna, czy także może być zniewoleniem?

Ludzie myślą, że są tacy fajni, bo kupują żywność z listkiem Unii Europejskiej naklejonym na opakowaniu, ale to nic nie zmienia. To jest tylko nazwa i znaczek, za który musisz trzy razy więcej zapłacić. W przyrodzie nic się jednak nie zmienia. Nadal na kilkudziesięciu hektarach uprawia się jedno warzywo. A to jest totalną zagładą dla przyrody. One nadal są pryskane, tylko że zamiast chemią jakimś naturalnym środkiem. A to jest dalekie od zrównoważenia, od pielęgnowania ekosystemu. Nadal jesteśmy konsumentami i wymagamy, żeby na tysiącach hektarów produkować dla nas pomidory.

W którym miejscu te produkty są ekologiczne? Zamawia się marchewkę z Portugalii, która rośnie na jakimś tysiącu hektarów pola, która potem jest pakowana w folię i wieziona tirami przez autostradę. Ty jesteś jednak zadowolona, bo myślisz, że  masz ekologiczną marchewkę. W którym momencie ona jest ekologiczna?

Dalej jesteśmy zależni od wszystkich rzeczy dookoła i jesteśmy konsumentami. Tylko teraz będzie jeszcze gorzej, bo za to wszystko będziemy musieli jeszcze więcej płacić, czyli będziemy musieli jeszcze więcej pracować, by na to zarobić.

Zobacz na ekologiczne budownictwo. Jeśli chcesz zamieszkać w domu ze słomy i z gliny, to musisz komuś zapłacić dużo pieniędzy. Po pierwsze zapomnieliśmy już jak się go buduje, wiec musimy zatrudnić fachowca. Taki dom kosztuje 2-3 razy więcej od tego z betonu.

Nieważne jak dziwne rzeczy robisz, ale jak robisz je z duchem i jesteś pewna tego, co robisz, to nagle ludzie przestają cię krytykować.

Strasznie ciężko będzie zmienić takie myślenie.

Ja też takie miałam, kiedyś przecież to mięso jadłam. Nie mam prawa krytykować innych ludzi. Jeśli inni nie potrafią zaakceptować twojego wyboru, to ty go akceptuj. My nie mamy zmieniać świata, lecz siebie. Mamy być filarem dla samego siebie. Dopiero wtedy ludzie zaczynają na nas inaczej patrzeć i traktować jako przykład. Nie obrażamy się, gdy ktoś nam próbuje dokuczyć i nie odpłacajmy mu się kąśliwym żartem, czy pogardą.

Gdy  zaczynamy dbać o swój kręgosłup i słuchać tego, co jest dla nas dobre, to nagle rośnie w nas coś takiego niesamowitego, co zaczyna uciszać ludzi dookoła. Nieważne jak dziwne rzeczy robisz, ale jak robisz je z duchem i jesteś pewna tego, co robisz, to nagle ludzie przestają cię krytykować. Okazuje się, że najpierw jedna osoba za tobą idzie, a potem druga. Nawet się nie obejrzysz a już idzie za tobą całe osiedle.

My za bardzo się skupiamy na tym, żeby zmieniać świat i pomagać innym. Jest mnóstwo takich ludzi, którzy wychodzą z transparentami na ulice, bo cały czas chcą coś zmieniać. No a co z tobą? Co ty dzisiaj zrobiłaś, że dzisiaj nie byłaś tym pasożytem?

Są też takie sprawy, czy historie, w których trzeba zadziałać wspólnie wychodząc na zewnątrz, żeby coś zatrzymać teraz, w tym momencie, i to działa, ale tylko powierzchownie, na krótki czas, bo  to jest cały czas omijanie źródła. Jeśli do niego wejdziemy, to nie będziemy potrzebowali żadnych zasad, nakazów. Będziemy wiedzieć, co nam wolno a co nie, bo to nam po prostu nie będzie służyć.

Zdjęcie: Aleksandra Gronowska