
Roma- Sorry Boys
Piątek wieczorem… butelka wina Pinot Grigio, chwila włoskich wspomnień, ten cierpki smak na języku, ta chwila relaksu… na głowie słuchawki… i płyta… na którą z niecierpliwością czekałam od blisko miesiąca…. Była to mieszanka radosnego oczekiwania z nutą niepokoju. Jakiś czas temu utwór „Wracam” zalajkował Daniel. Nie odsłuchałam go natychmiast a dopiero po paru dniach. I nagle jeb! Złapało jak cholera. Charyzmatyczny, niepokojący głos i teledysk. Coś nietypowego, powodującego, że chcesz słuchać jeszcze i słyszeć bardziej, mocniej. Piosenka zawładnęła mną kompletnie.
Mam ostatnio taki czas, że szukam muzyki innej. Muzyki ciekawej, muzyki, która mnie zaskoczy, zainspiruje, zaczaruje i wciągnie. Muzyki, której będę mogła słuchać godzinami i która mi się nie znudzi. Czasem się zastanawiam, jak to jest, że w naszym kraju mamy tylu świetnych muzyków, których gdyby nie Internet i facebook nigdy nie miałabym okazji usłyszeć? Czy aż tak bardzo komercja wdarła się w praktycznie wszystkie stacje radiowe i telewizyjne, że dobrej muzy ponownie trzeba szukać w podziemiu?
Mam nadzieję, że nie, że wrodzona ludzka ciekawość i chęć poznawania nowych rzeczy zwycięży a alternatywni, niekomercyjny artyści nadal będą znajdywać swoją niszę i licznych odbiorców. Kim bowiem bylibyśmy bez emocji, bez uczuć? Czy tylko bezdusznymi robotami? Muzyka ma to do siebie, że potrafi nas wszystkich podnieść na duchu, kiedy mamy chwilę zwątpienia, dodaje nam energii, gdy najbardziej jej potrzebujemy, uspokaja, gdy mamy ochotę „obedrzeć kogoś ze skóry”. Tego ostatniego doświadczam będąc świeżym kierowcą.
Muzyki słucham zawsze jeżdżąc autem. Nie słucham radia, nie lubię głupawych dowcipów prowadzących i non stop tej samej play listy. Mam swoją… dobraną do nastroju… Ale do rzeczy, a raczej do płyty Roma. Przesłuchałam dwie poprzednie tego zespołu. Nie wszystkie utwory mnie wciągnęły, nie wszystkie były magiczne. Dlatego niecierpliwe oczekiwanie mieszało się z niepokojem. A co jeśli się zawiodę? Tak bardzo nastawiłam się na dobrą muzę, że rozczarowanie zapewne będzie bardzo gorzkie. Najpierw przeczytałam recenzję płyty na Onecie i wywiad z Belą Komoszyńską- wokalistką zespołu. Chyba chciałam się po prostu wkręcić w klimat tego albumu. Uspokoić, że jednak będzie dobrze a moje obawy są wyssane z palca. Przeczytałam, że Bela jest mieszanką Florence Welsch z Kate Bush, że na tej płycie będzie orkiestra symfoniczna, że będzie multum instrumentów, że będzie na tej płycie opisana jedna wielka historia lęków i obaw jej twórców, że album tworzyło im się niezwykle trudno, że to zapis 3-letnich doświadczeń, że mieli chwile zwątpienia, czyli że generalnie było ciężko.
Przyznam szczerze, że jeszcze parę lat temu taka muzyka, byłaby dla mnie nie do przyjęcia. Nie wsłuchiwałam się bowiem w dźwięki. Liczył się dla mnie wokal i ciężkie gitarowe brzmienie. Teraz jednak słuchając muzyki odbieram ją inaczej. Skupiam się na instrumentach, na gitarze, basie, fortepianie, bębnach czy smykach. Chłonę to bogactwo dźwięków. Chyba coraz bardziej doceniam żywe instrumenty w muzyce a nie tylko komputerowe brzmienia, które nie mają duszy.
Album „Roma” jest różnorodny i przyznam, że warto przesłuchać go od deski do deski delektując się każdą nutą. Na pewno jest przemyślany i nie ma w nim śladu komercji. Kiedy go słuchasz jesteś głodny dźwięków, jesteś głodny tekstu i głosu Beli. Stopniowo wtapiasz się w świat Romy a muzyka staje się sztuką. Oprócz z całą pewnością radiowych melodyjnych numerów, takich, jak „Wracam” czy „Supernova” można usłyszeć znakomite ballady, takie jak „ Lord” (z udziałem świetnego chóru), „Zwyczajne cuda” czy „Alleluia”. Siła Beli Komoszyńskiej tkwi w tym, że potrafi dynamicznie zmieniać nastrój. Jest wręcz niespotykana w swojej wrażliwości i ekspresji muzycznej. Jeśli takich artystów jest więcej na naszej rodzimej scenie muzycznej, to jestem absolutnie spokojna o przyszłość naszej muzyki. Wrażliwość, pasja, własny pomysł na twórczość po raz kolejny udowadniają, że tylko tacy artyści mają rację bytu. Oni są na dłużej, na dekady a nie tylko na sezon. Nie są produktem, wymyślonym tworem. Opowiadają historię, kuszą dźwiękami i sprawiają, że masz ochotę przejechać pól Polski, aby spotkać się z nimi na koncertach i pogadać tylko o muzie, o tych emocjach, które im towarzyszyły, gdy pracowali nad tym albumem.
Dzięki Sorry Boys za album „Roma”, którego człowiek nie chce po prostu przestać słuchać…

