
Rudy nie kolor… to charakter jest
Koncert Mikromusic Acoustic Trio był dopełnieniem mojej muzycznej przygody z tym zespołem. Grudniowy występ w łódzkim klubie OHM z udziałem orkiestry teraz uzupełniłam o przeżycia na skalę mikro. Tak, klimatyczny klub Eljazz w Bydgoszczy sprawił, że koncert był niezwykle intymny. Dawida Korbaczyńskiego miałam dosłownie na wyciągnięcie palca, co do tej pory mi się jeszcze nie przydarzyło.
Występy na wielkich scenach niewątpliwie są mega spektakularne. Jednak koncerty w niewielkich klubach potrafią przenieść słuchacza w zupełnie inny wymiar wewnętrznych emocji. Przyciemnione światła, zamknięta przestrzeń, to wszystko sprawia, że stajesz się częścią pewnej muzycznej układanki, a każdy jej element tworzy spójną całość. A gdy do grania klubowego zaprasza się instrumenty akustyczne: gitarę, ukulele i kontrabasik poziomy– to wiesz już, że to będzie prawdziwy muzyczny kąsek.
Zespół Mikromusic czaruje, nie da się tego inaczej ująć. Ujmuje publiczność ciepłym uśmiechem Natalii Grosiak, ekstazą Dawida Korbaczyńskiego i Roberta Szydło. Zaczęło się jednak odrobinę nietypowo a mianowicie szpalerowym wejściem muzyków przez środek sali. Potem było już tradycyjnie i żarty Natalii Grosiak z nutą ironii w tle: „Dobry wieczór- Mikromusic Acoustic Trio. Nasza historia koncertowa w Bydgoszczy była bardzo niemiła. Na nasz pierwszy koncert w Bydgoszczy przyszło 15 osób. Dobrze, że było wtedy więcej publiczności niż nas. Drugi koncert nie odbył się ponieważ organizator okazał się być hazardzistą i przegrał pieniądze z biletów w pewnym zakładzie, w którym są maszyny losujące”. A potem puściła do publiczności muzyczne „Oczko”.
Kiedy decydujesz się pójść na koncert Mikromusic, to powinieneś wiedzieć jedno- drogi fanie. Twoim udziałem stanie się nie tylko uczta muzyczna, ale także słowna. To nie jest bowiem tylko granie piosenek. To jest pewna opowieść, której narratorem jest Natalia Grosiak. Przygotuj się więc na to, bo ten głos jest tak ujmująco czarujący, że niejeden raz na twej twarzy wywoła rumieniec.
Ten rumieniec pojawił się już podczas drugiego utworu „Dom” (znanego zapewne dla wielu z filmu „Chemia”). Grosiak zapowiedziała go w pięknych słowach: „To piosenka o miłości. Ja mam taką swoją teorię o tym, czym jest miłość. Jestem w związku, w którym każdy ma takie swoje mniejsze, większe dziwactwa. Miłość, to jest totalna akceptacja drugiej osoby, jaka do nas przyszła. Miłość nie oczekuje, po prostu jest. Na przykład mój mąż akceptuje to, że przynoszę co jakiś czas do domu jakiegoś bezdomnego psa, przez który przewinęło się już jakieś 100 psów. Każdy z nich ma już oczywiście swój nowy dom. To musi być ten jeden mężczyzna, który to zaakceptuje. Mój mąż z kolei przygarnia bezdomne choinki ze śmietnika”. No tak… akceptacja, co tu dużo więcej gadać… zaśpiewać to trzeba. No i zaśpiewała… tak ujmująco lirycznie.
Romantyczny nastrój przerwał następny numer: „Takiego chłopaka”, który rozśpiewał na dobre bydgoską publiczność, która tego wieczoru faktycznie genialnie wtórowała wokalnie Natalii. Po tym zabawnym utworze Grosiak opowiedziała o Fundacji „Otwarte klatki” i koledze Alanie, który wykradł z fermy futrzarskiej 2 lisy i przez pewien czas miał je u siebie w domu. Cóż… chyba też rolą osób publicznych jest mówienie o tym, co jest w życiu ważne. A zabijanie zwierząt: lisów czy jenotów tylko dla celów zarobkowych z ich skór jest czynem wątpliwie moralnym. I warto ten temat poruszać. Dlatego przed koncertem można było napisać własną kartkę do polskich polityków, aby wprowadzili ustawę zakazująca tego barbarzyńskiego procederu. Zwierzęta czują, często są naszymi najlepszymi przyjaciółmi nie można więc ich krzywdzić, bo to nieludzkie. Teledysk do piosenki „Za mało” jest bardzo drastyczny i pokazuje dramat zwierząt. A także bezduszność i okrucieństwo człowieka, który czerpie satysfakcję ze znęcania się nad istotą słabszą. Czyn haniebny, który nigdy nie powinien mieć miejsca. Jeśli zatracimy naszą wrażliwość na cudze cierpienie, to kimże będziemy?
Po tym poruszającym apelu i utworze “Za mało” ponownie motywem przewodnim stała się miłość i piosenka o pogodzeniu, a więc „Bezwładnie”. Nie mogło być cały czas nostalgicznie. Dlatego też kolejny utwór rozbawił publiczność. A Natalia Grosiak opowiedziała tym razem nieco ironiczną historię z czarnym humorem w tle.
„Nieodłącznym elementem prawie każdego związku jest teściowa. Ja trafiłam dobrze i nie mam co narzekać. To nie jest piosenka o mojej teściowej, lecz o niedoszłej, której na imię „Krystyna”. Pewnie pamiętacie, jak kręciliśmy teledysk do Krystyny. To było w czerwcu dwa lata temu. Tam jest taka ostatnia scena, w której leżę w trumnie. To była bardzo trudna scena ponieważ musiałam się położyć w prawdziwej trumnie i na poduszce z trocin. Bardzo twarda jest trumna, nie jest w niej wygodnie. Ale okazuje się, że do wszystkiego idzie się przyzwyczaić”.
Kolejną opowiedzianą miłosną historią był utwór „Lato ‘96” i prowokacja Natalii ukryta w słowach: „Niech się przyzna ten, kto się urodził w 1996 roku”. A gdy parę rok się uniosło do góry, dodała: „To jest ta niesprawiedliwość….” i puentując dodała: „Przed nami piosenka o pierwszych siwych włosach” („Jesień”). Potem zrobiło się ponownie wesoło a to za sprawą utworu „Zakopolo” i jego bluesowej aranżacji z solówkami panów w tle, po którym publiczność przeniosła się do oddalonego o 2 h jazdy z Bydgoszczy „Sopotu”, by dowiedzieć się, że „Rudy nie kolor, to charakter jest”. Z kolei numer „Pod włos” opowiedział o Wrocławiu. Dawid Korbaczyński napisał go na konkurs „Piosenki o Wrocławiu”. Grosiak, w swoim stylu dodała komentarz: „Dawid już w wyobraźni liczył wygrane pieniądze (on dodaje na głos: Już je wydałem) i ku jego rozpaczy konkurs wygrała nasza koleżanka Marcelina …(tutaj pauza i tekst) dalej się lubimy. A na koniec została piosenka”.
Nie mogło też zabraknąć „Pięknego chłopa” i historii Dawida oraz jego kobiet: Berty, Danusi i małej Wandzi…, którymi były oczywiście instrumenty muzyczne ;). Po tym energetycznym numerze przyszła kolej na „Nie umrę”, który sprowokował Natalię do rzucenia publice pytania: „Kto nie chce umrzeć ręka do góry?”. To już było prawie wszystko… prawie, bo na muzycznej set liście pozostał ostatni utwór „Niemiłość”, w którym ludzie popłynęli już totalnie… No bo w końcu, jak nie po jego wykonaniu nie mieć wszystkiego … w dupie.
Głośne owacje sprowadziły zespół ponownie na scenę, choć tylko na jeden utwór. Trochę szkoda, lecz i tak ten półtoragodzinny spektakl opowiadający o miłości utkwi w ludzkich sercach na długo. No bo tak to już jest, kiedy muzyka przeradza się w sztukę…

