Recenzje

Sorry Boys- miłość, absolutnie!

Tak się zabieram i zabieram do napisania o nowej płycie „Miłość” zespołu Sorry Boys i zabrać się jakoś nie mogę 🙂 Ale spokojnie, już się powoli czasowo ogarniam. To nie będzie typowa recenzja, bo ja takowych nie piszę 🙂 Napiszę za to o moich odczuciach.

Oczywiście sięgnęłam po album z samego rana w ubiegły piątek. Z słuchawkami na uszach wyruszyłam z domu w ten mglisty poranek i zaczęła się moja 40 minutowa miłosna podróż.

Sorry Boys z nowym materiałem kazali na siebie czekać 903 dni, czyli blisko 2,5 roku. Ostatni koncert zagrali w kwietniu 2018 roku, po czym tajemniczo zniknęli ze sceny, by 7 maja za pośrednictwem mediów społecznościowych podzielić się z fanami pewną radosną nowiną. Przyznam, że dodane na Instagramie zdjęcie Beli Komoszyńskiej i Tomka Dąbrowskiego niezwykle mnie ujęło. To była przepiękna forma poinformowania, że zostaną rodzicami.

Nie wiedziałam, kiedy wrócą na scenę, ale wiedziałam, że będę na nich czekać. Album „Roma”, był dla mnie piękną wędrówką, kiedy czytałam, w jaki sposób powstawała ta płyta, w jakiej ciszy i harmonii została stworzona, to obawiałam się trochę, czy uda im się wydać równie dobrą płytę.

Po ukazaniu się singla promującego album „Miłość” pt. „Jesteś pragnieniem” miałam mieszane uczucia. Jak to ja, kiedy słyszę elektronikę w tle, to zawsze się boję, że będzie jej za dużo 🙂 Tak słuchałam i słuchałam i sama się w duchu zastanawiałam, czy mi się ta piosenka podoba… do czasu, kiedy obejrzałam teledysk na youtubie. Ostatnia scena, w której Bela Komoszyńska czyta na głos tekst: “Będę Cię szukać, czekać i ufać. Będę Cię szukać pośród gwiazd” i zobaczyłam starsze wciąż bardzo zakochane w sobie małżeństwo po prostu oniemiałam. To była taka piękna i wzuszająca scena, że nagle ta piosenka stała mi się bardzo bliska. Nagle zrozumiałam jej sens, dotarła do mnie jej głębia.

Cieszyłam się niezmiernie, że będę miała okazję posłuchać na żywo albumu „Miłość” jeszcze przed jego oficjalną premierą, podczas festiwalu Enea Spring Break w Poznaniu. Ilość osób, które chciało zobaczyć koncert była niewiarygodna, ludzie stali na schodach CK Zamek. Wcale nie dziwię się, że fani trzymali w rękach karteczki z literami słowa T Ę S K N I L I Ś M Y. Na Sorry Boys się tęskni, na Sorry Boys się czeka, bo każdy ich fan po prostu wie, że warto.

Bardzo lubię płyty konceptualne, one przenoszą mnie do innego świata, w którym wszystkie detale do siebie pasują. A u Sorry Boys jest ich wiele. Podoba mi się, że jest to tak bardzo przemyślane z ich strony, że każdy muzyczny, wizualny szczegół jest dopasowany. Estetyka aż bije po oczach, ach i ta boska czerwień! Lubię tam wszystko: mnogość użytych instrumentów (dla mnie to zawsze mega duży plus, kiedy artyści sięgają po różne dziwne, często nieznane fanom instrumenty), sposób prowadzenia wokalu przez Belę Komoszyńską, ich stylizacje sceniczne podczas koncertów, to, w jaki sposób opowiadają o muzyce, że mam wrażenie, jak ich słucham, że muzyka w ich wykonaniu jest dziełem sztuki. W ogóle w mojej głowie Bela jest taką klasyczną damą, wyznacznikiem klasy i elegancji. Lubię, kiedy artyści mają swoją wizję tego, jak powinna wyglądać ich muzyka i wizerunek. Bardzo zwracam na to uwagę.

Może jednak przejdę w końcu do samej płyty…

Jest na niej 11 utworów, w których przejawia się pragnienie miłości, czekania na nią, walczenia o nią, zmagania się z własnymi wątpliwościami i z niedoskonałościami. Wszystkie 11 z tekstem napisanym w języku polskim, co jest nowością. Dotychczas bowiem tak nie było. To już jest inny Sorry Boys, niż na płycie „Roma”, mam wrażenie, że mi jest bardziej bliski. Może dlatego, że miłość jest w życiu czymś absolutnie fundamentalnym! Słychać i czuć na płycie miłość Beli i Tomka do córeczki, Ona stała się częścią tej miłosnej muzycznej opowieści, zresztą nie mogło być inaczej.

Mam w zwyczaju, że płyty słucham od początku do końca, nie patrząc na tytuły. Daje się jej ponieść, wsłuchuję w dźwięki i słowa, które potem w głowie układają mi się w zdania podczas opisywania wrażeń.  „Miłość” pokochałam (tak, mogę już po myślę 30 razach odsłuchania tak napisać) już miłością absolutną, bo całościową. Mam oczywiście swoje dwie perełki, ale o nich napiszę na końcu. Słuchałam “Miłości” w porannej mgle, w otoczeniu słonecznego nieba. Słuchałam też w podróży do Warszawy, podczas spaceru po Nowym Świecie (zupełnie inaczej odbieram piosenkę “Warszawa” będąc akurat w tym mieście, niż w mojej Bydgoszczy). Słuchałam też “Miłości” o 5 nad ranem w ulewnym deszczu i w tramwaju jadąc z pracy. I dzięki temu z tą płytą się już zrosłam. Mam z nią już swoje osobiste wspomnienia.

Jaka więc ona jest? Jaka jest “Miłość” Sorry Boysów? Delikatna, wierna i czuła. Choć okupiona walką i ogromnym pragnieniem, by zaznać błogości i ukojenia. To miłość w pełni świadoma, miłość głęboka, ale też potrafiąca zatęsknić, zwątpić. To także miłość pełna życiowych przeszkód. Czasem niełatwa, niedoskonała i pełna łez. Zrodzona z kosmicznego chaosu, nieufności i strachu, ale wierna aż po grób i dzięki temu właśnie dojrzała i rozkwitła na podobieństwo Boga i Buddy.

Zaczytuję się też w “Miłości” w poetyckich tekstach Beli Komoszyńskiej: “Foremki serc niepisanych sobie. Z okruchów lepione ciasto z zakalcem lat. Ulep mnie na podobieństwo wroga. Bo domy oziębłe piekłem ogrzewa się” (to fragment utworu “Powszedni chleb“); ” Dusza mi śpiewa, Pieśni stworzenia“, “W brzuchu Buddy jest świat. Chaos nieba i gwiazd. Wielki błękit się rodzi z pragnienia“(“W brzuchu Buddy“).

Takim językiem posługuje się tylko Bela, a jest on mi bliski. Jestem takim trochę filozofem życiowym. Lubię rozmyślać o sensie istnienia, o ludzkiej duszy, o boskim planie istnienia. Fascynuje mnie buddyzm i fascynuje mnie Bóg. Często zastanawiam się po co żyjemy i dokąd zmierzamy i czy nasze życie jest puste, czy przepełnione miłością? Często też patrzę w gwiazdy i zanurzam się w leśnym zapachu drzew.

Miłość na tej płycie za sprawą warstwy muzycznej nie jest tylko tkliwa. Owszem znajdziemy na niej ballady “Carmen”, czy “Dobrze, że jesteś”. Generalnie to jest jednak dynamiczny album, czego można doświadczyć słuchając choćby utworów: “Niedziela“, “Absolutnie, absolutnie“(najnowszy singiel). Ja znajduję też ślady z poprzedniej płyty “Roma”, szczególnie w piosenkach: “Kwiaty“(elementy z “Miasta Chopina”) oraz “Miłość“.

Cieszy mnie też obecność sekcji smyczkowej na płycie. Kocham perełkę “Carmen“- wybitny duet Beli Komoszyńskiej z Kayah. Jest w nim tyle rzewliwości i te słowa, tak bliskie mojemu sercu “Ja już nie wrócę do domu i nie zaufam nikomu”. I ta cygańska miłość, tak bardzo pasująca zarówno do Beli, jak i Kayah.

Płaczę, kiedy słucham drugiej perełki “Dobrze, że jesteś“. Oczami wyobraźni widzę wówczas jak Bela Komoszyńska trzyma na rękach swoje malutkie dzieciątko, patrzy mu czule w oczy i cicho szepcze te słowa: “Do Ciebie tęsknię. Nawet gdy jesteś. Całkiem świadomie, głęboko i pięknie. Nawet gdy jesteś, do Ciebie już tęsknię“. Boże, jaka to jest cudna piosenka. Moje serce i dusza są po brzegi wypełnione miłością. Potrafię się zasłuchać i przejechać przystanek tramwajowy. Często słucham tego utworu bowiem z zamkniętymi oczami. Tak może śpiewać, tylko świadomy artysta i spełniony w życiu człowiek. To się czuje, że muzyka Sorry Boys wypływa z ich wnętrza. Nie jest komercyjnym produktem. To jest artyzm proszę państwa.

Wzruszam się także, kiedy słucham “Drugiego serca“. Macierzyństwo jest absolutnie czymś wyjątkowym, niesamowicie intymnym, wręcz boskim przeżyciem. Nie wiem, czy taka była intencja, kiedy Bela pisała tekst do tej piosenki, ale ja ją właśnie tak odbieram.

Cóż… czekam na koncerty, te plenerowe i klubowe. Będzie pięknie, ja to wiem, bo miłość, jaką dają nam Sorry Boys jest niezwykle ujmująca. Jest absolutnie wyjątkowa. Czekam… i zasłuchuję się w “Miłości” dalej. I już dziś wiem, że po koncercie napiszę relację, a będę na pewno na niejednym. Dziękuję Wam Belo, Tomku i Piotrze za tą piękną muzyczną podróż. Zabraliście mnie do pięknego świata, takiego, w którym chcę być, w którym chcę odczuwać i smakować miłość i życie.