Recenzje

Teraz, kiedy czuję- recenzja płyty Kasi Kowalskiej pt. MTV Unplugged

Dlaczego nie mówimy o tym, co nas boli otwarcie?
Budować ściany wokół siebie – marna sztuka
Wrażliwe słowo, czuły dotyk wystarczą
Czasami tylko tego pragnę, tego szukam

Wracając wczoraj wieczorem do domu, kiedy gwiazdy rozświetlały ciemną mglistą listopadową noc włączyłam sobie płytę MTV Unplugged, którą w piątek wydała Kasia Kowalska. Wokół mnie panowała niczym nie zmącona cisza. Z głośników docierał do mnie głos Kasi i dźwięki orkiestry symfonicznej.

Zabrałam ją także ze sobą dzisiaj, do lasu i słuchałam pośród szelestu drzew. Dałam się ponieść fali wspomnień. Chciałam tak, jak ptak pofrunąć bezkarnie do chmur. W uszach rozbrzmiewały mi słowa piosenki “Dla taty”: “Musisz żyć. I trwać, ten smutek przekuwać w grę nut.  Jej szum, jej puls ukoi ból“.  

Wróciłam pamięcią do lat dziewięćdziesiątych, w których powstały utwory z tej płyty. Czuję je teraz inaczej. Jestem starsza, jestem dojrzalsza a ich treść zapada we mnie jeszcze mocniej, niż kiedyś.

Poczułam, że nie warto do wnętrza chować swojego krzyku, że warto jest wyrzucić z siebie ten gniew i tą złość, którą w sobie mamy, by mógł runąć ten ostatni blokujący nasze emocje most. Czas faktycznie potrafi załagodzić każdy żal i wypogodzić każdą twarz. A między ludźmi też może być inaczej. Nie trzeba się ciągle zadręczać. Można otrzeć swoje łzy i przestać za całe zło obwiniać siebie. Mamy wiarę i siłę, żeby to zmienić.

Dotarły też do mojego serca słowa, że każdy z nas popełnia błędy i czeka aż przyjdzie ktoś inny, by wypełnić nam nasz świat. Cierpimy, bo wierzymy, że przyjdzie też ktoś, kto ukoi nasz strach. I choć słowa potrafią czasem ranić a nasze serce zamienia się wówczas w głaz, to jednak mamy w sobie to drugie ja. To prawdziwe, ukryte gdzieś głęboko w nas, w którym nie ma zbędnych gier i zbędnych słów. W którym jest połączenie bratnich dusz, w którym czuje się na policzku letni wiatr, jest się wolnym i lekkim jak puch, bo nic już nie trzeba nikomu udowadniać, nawet sobie.

I chociaż czasem zdarza się nam zwątpić w siebie i pytamy innych dokąd mamy iść, bo tak bardzo przytłacza nas smak naszego strachu i lęku. Ubrani w nasze słabości jesteśmy głodni miłości, bo przecież tak gorzko smakuje odrzucenie i bycie niewystarczającym, że czujemy, iż stajemy się czyimś grzechem, którym ktoś usilnie próbuje z siebie zmyć.  Chcemy czuć bliskość, choć każdy dzień wypełnia nam ból a życie zamiast słodyczy wypełnione jest gorzkim pieprzem i solą.

Pragniemy, by dojrzał nas świat. Nie chcemy być znów szarym człowiekiem więc biegniemy niczym szczeniak tam, gdzie rzucą nam kość uwagi. I pomimo tego wewnętrznego poczucia winy, z którego nie da się zbudować niczego trwałego, poza domkiem z kart, pędzimy pod prąd nie słuchając głosu swojego serca, tylko tłumu.

Zamykamy się więc w sobie i szukamy ucieczki od siebie, od tego, żeby czuć. Boimy się wychodzić ze swojego szczelnie zamkniętego na klucz wnętrza. Boimy się znowu chcieć, bo tak naprawdę to nie chcemy być prowadzeni przez kogoś na smyczy, chcemy być wolni. Ulegamy jednak i godzimy na to, co mamy i zapominamy o tym, co dobre. Zapominamy o tym, że jesteśmy w życiu diamentem i potrafimy nadać swojemu życiu sens. Umiemy pokazać na co nas stać i umiemy w siebie uwierzyć, bo najlepiej jest być właśnie sobą.

Kogo więc widzimy w lustrze? Czy tkwimy w marazmie a rdza zżera nam resztki złudzeń, że jednak możliwe jest porzucenie czarnych myśli, że możemy  znaleźć w sobie odpowiedź i wydobyć ze swojego wnętrza jaskrawe barwy?

A jeśli ktoś będzie chciał kiedykolwiek osądzić, to niech sam powie, czy on jest bez winy? Jeśli tak, to niech rzuci w nas kamieniem i zamknie na nas swoje serce. Żyć prawdziwie można wtedy, gdy siebie samego potrafimy dać, tego kim naprawdę jesteśmy. Nie trwajmy więc bezczynnie i mówmy o tym, co nas boli otwarcie. Nie budujmy wokół siebie ścian, bo to jest marna sztuka. Wrażliwy dotyk, czułe słowo wystarczą. Bo tego, tylko pragniemy i tego szukamy.