
To dobry moment- Kortez w klubie Od Nowa w Toruniu
Kortez- gdy o Nim myślę to w mej głowie pojawiają się obrazy introwertyka w jeansach, t-shircie i bejsbolówce. Faceta zamkniętego w swoim własnym świecie emocji i wrażeń. Człowieka, który postawił w życiu wszystko na jedną kartę, aby spełnić swoją muzyczną pasję.
Od jego debiutu minął już jakiś czas. Półtora roku temu miałam okazję zapoznać się z Jego twórczością podczas Europejskiego Wschodu Kultury w Rzeszowie. Tym razem przyszła więc kolej na koncert jesienny, na którym po praz pierwszy miał zagrać nowe utwory z płyty „Mój dom”, która ukaże się 3 listopada.
Kiedy rozmawiałam ze znajomymi na temat Korteza padały różne opinie, że zachwyca, czaruje barwą głosu i klimatem, ale też, że jest nudny, że zamula a po jego koncercie człowiek ma ochotę się rzucić z mostu. Myślę, że oba poglądy są prawdziwe albowiem Kortez po prostu to wszystko łączy w jedną całość i faktycznie momentami granica pomiędzy nostalgią a depresją bywa bardzo cienka.
No, ale w końcu w tym tkwi Jego fenomen, że porusza struny ludzkiej duszy i umiejętnie na nich gra swoimi pięknymi emocjami.
Tym razem pojechałam na koncert bez aparatu, tylko w roli słuchacza i było mi z tym bardzo dobrze. Toruńska „Od Nowa”, do której zawitałam o 20:00 niespodziewanie powitała mnie kolejką przed wejściem. Miałam więc okazję obserwować zgromadzonych wokół mnie ludzi. W 80% byli to studenci, pozostałe 20% , to osoby dojrzałe.
Klub pękał w szwach i to dosłownie. Nie wszystkim udało się wejść do środka. Część osób cały koncert stała na schodach. To był namacalny sold out. Kwadrans po 20:00, przy króciutkim intro i zgaszonych światłach na scenę wyszedł On- mistrz ze swoją paletą emocji w głosie. Powiedział krótkie: Dobry wieczór i zaczął swój nieco ponad godzinny z kwadransem występ.
Jako, że stałam zupełnie z tyłu i nie widziałam praktycznie sceny postanowiłam wyostrzyć swój zmysł słuchu. Dlatego zamknęłam oczy i pozwoliłam muzyce przenikać każdą komórkę mojego ciała.
Delikatne dźwięki gitary elektrycznej wprowadziły mnie do utworu „Wiem, że mnie podglądasz”. Moje ramiona zaczęły się kołysać w rytm tego melodyjnego kawałka. Ambientowe muzyczne tło dodało mu tylko smaczku i zabrało mnie do piosenki „Pocztówka z kosmosu”, gdzie mogłam cichutko śpiewać tekst tego ujmującego utworu i po prostu słuchać pięknych dźwięków gitary elektrycznej a myślami udać się do świata fantazji, gdzieś hen bardzo daleko. Kocham ambient i dream pop a Kortez ma ich sporo w swojej twórczości. Dlatego jest tak bardzo tajemniczy i ludzie tak bardzo go uwielbiają.
Trzeci utwór zagrany tego wieczoru wbił mnie w ziemię. Znakomite niespokojne pianino i progresywna gitara a na końcu trąbka i te słowa tworzące romantyczny nastrój: „Wiem, że byłabyś gotowa. Przejść to wszystko by mnie poznać. Mogłabyś zaakceptować i przemienić mnie w anioła, pospiesz się, ratuj mnie”. Już wtedy wiedziałam, że nowa płyta Korteza to będzie majstersztyk. Nie wiem niestety jaki miała tytuł. Mogę jedynie strzelać, że była to piosenka „Pierwsza”, „We dwoje” lub „Trudny wiek”.
Kolejny kawałek, był w nieco innym stylu z pogwizdywaniem w tle i rytmiczneym ukulele (tak mi się bynajmniej wydaje). Jak na Korteza, był to energiczny numer a zwał się „Dobrze, że Cię mam”. Całość utworu magicznie dopełniła elektryczna gitara. Następna piosenka z kolei zaprowadziła mnie do amerykańskiej kafejki. Było trochę swingu, szczypta jazzu i odrobina czaru z czasów młodości Franka Sinatry. Co bym dodała? Ano doprawiłabym ten utwór elementami trąbki.
„Film przed snem” zabrał mnie do genialnego świata dream popu. Świetny to kawałek, śmiało można zamknąć oczy i dać się po prostu ponieść muzyce. To drugi, utwór, który naprawdę dobitnie pokazuje, że „Mój dom” będzie albumem wyjątkowym, budzącym różne emocje: niepokoju a zarazem spokoju, bogactwa i zarazem oszczędności w dźwiękach. Coś czuję, że krytycy będą się mieli czym zachwycać.
Po 25 minutach rozbrzmiało pianino i pierwsze słowa piosenki „Dobry moment”. Utwór znakomicie wpasowujący się w aktualną aurę za oknem. „To dobry moment, już nie czekajmy, to dobry moment… Oszczędźmy sobie najgorszych wspomnień, to dobry moment”. Mogłam w końcu zaśpiewać na głos kawałek, który chodzi za mną od paru dni, a który po niespełna 2 tygodniach zajmuje już 3 miejsce na lp3.
Syntezatory i mocno uwydatnione basy wprowadziły mnie w nastrój „Nic tu po mnie”. Ten mocno dream popowy kawałek ponownie uniósł mnie gdzieś w muzyczne przestworza i upewnił w postanowieniu, że jednak powinnam zamówić w pre-orderze najnowszy krążek Korteza.
Bigbeatowa gitara natomiast zabrała mnie do „Dziwnego snu”, w którym to prym wiodła oczywiście gitara a na końcu solówka zagrana na pianinie.
„Wyjdź ze mną na deszcz” to już klasyczne dream popowe syntezatory. Choć zaskoczeniem na pewno jest tutaj big beatowe pianino, które zmieniło rytm całego utworu.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o nowy materiał Korteza. Fani mogli jeszcze usłyszeć największe przeboje artysty, jak „Z imbirem”, „Zostań”, „Bumerang”, czy „Od dawna już wiem”, które zapamiętam szczególnie. Kiedy bowiem Kortez śpiewał fragment: „i kłam, i kłam, że wciąż kochasz mnie, że chcesz” spojrzałam na stojącą obok mnie parę zakochanych. On czule ją obejmował wtulając swą twarz w Jej włosy i wspólnie nucili refren tego utworu.
Wartą zauważenia była też znakomita parominutowa dream popowa solówka zmieniająca tempo w piosence „Z imbirem”. Na bis Kortez zaserwował „Ćmę barową”, „Niby nic” i „Joe”, po czym powiedział „dziękuję” i zszedł ze sceny. Podoba mi się w nim to, że nie błaznuje, nie podnosi sztucznie atmosfery jakimiś słabymi żarcikami. Na scenie u Korteza do ludzi przemawia jego muzyka i jego teksty oraz Agaty Trafalskiej, Romana Szczepanka i Piotra Schmidta i tylko one. Czasem minimalizm jest tym co jest najlepsze, gdyż brak mu przerysowań.
Dla mnie było to piękne doświadczenie. Odkrycie ponownie świata pełnego tajemnic. I przyznam, że aranżacja np. „Zostań” naprawdę pozwoliła mi przenieść się w totalnie kosmiczny wymiar. Przyznam, że takiej muzyki ciągle jest mi za mało, ale też nie słucham jej nieustannie, gdyż potrzebuję również dawki muzycznej adrenaliny. Takie bowiem w moim sercu są dwa muzyczne światy, które kocham w równym stopniu. Nie dziwi mnie, że Kortez prawie wszędzie ma sold outy na klubowej trasie. Cóż… facet jest wyjątkowy i w pełni na swój sukces zasłużył. Czasem to właśnie w ciszy i spokoju tkwi największa siła.


2 komentarze
Magda
Czy to nie ja pisałam ?! 🙂 Czuję się, jakbym czytała swoje przemyślenia. Koncert w Olsztynie też był super! Polecam wszystkim płytę koncertową i czekam na następną.
Dominika
Nigdy wcześniej nie komentowałam nic publicznie ale twój tekst, a raczej istotny jego fragment skłonił mnie żeby coś napisać. Przyleciałam na ten koncert z bardzo daleka, zaplanowałam go na początku tego roku. Bilety na samolot, urlop w pracy cała ta logistyka po to, żeby jeszcze raz na żywo posłuchać tego chłopaka, który swoją twórczością ale i osobą sprawił, że podporządkowałam swoje plany urlopowe w jego kierunku i to już dwukrotnie. Zresztą nie tylko to ale długo by pisać.
Głupio mi było nawet przyznać się do tego znajomym, rodzinie, męża mam bardzo mądrego na szczęście.
No i przyszłam wcześniej, stałam blisko sceny i było cudownie właśnie do momentu jak usłyszałam “Mogłabyś zaakceptować i przemienić mnie w anioła, pospiesz się, ratuj mnie”. Tekst, który ciebie zachwycił mnie wręcz uraził.
Nie mogłam tego przeboleć hyhy.
Oczywiście warto było być, uwielbiam go po prostu. Zarażam nim wszystkie kobiety i dalej będę. Patrzenie na niego jak na tej scenie nie interesuje go nic poza graniem jest cudownym przeżyciem. Pamiętam koncert samo ż w Krakowie w lipcu i dwie dziewczyny koło mnie, które stwierdziły, że popatrzył się właśnie na nie. Pomyślałam niesamowite jeśli się nie zmieni. Zmienił się trochę ale i tak jest jedyny.