Wywiady

Natalia Grosiak- Tyko spokój cię uratuje

Zapraszam Cię do przeczytania rozmowy z Natalią Grosiak.

Nie mogłam się doczekać naszego spotkania, bo czułam,
że to będzie wywiad o ważnych sprawach.

To była rozmowa o życiu, o postawie obywatelskiej,
o wychowywaniu dzieci, o pomaganiu innym, o konsumpcjonizmie,
o uważności, o zbieraniu śmieci na plaży, o sadzeniu drzew,
o molestowaniu seksualnym, o terapii, o pasji, cierpieniu ludzi
i zwierząt, o innym spędzaniu świąt.

Jestem wdzięczna Natalii za to, że zgodziła się ze mną porozmawiać i możecie ten wywiad przeczytać.

Natalia puszcza dobro w świat i zaraża nim innych ludzi
dając im przykład, a nie krzycząc.  

Pamiętam, gdy byłaś na koncercie w Bydgoszczy w marcu tego roku, powiedziałaś, że pewnego dnia postanowiłaś przestać pracować w kancelarii i zajęłaś się muzyką, to był dobry wybór?

Wielu ludzi zmaga się z brakiem decyzyjności przez całe swoje życie i dlatego to świat decyduje o tym, co się będzie w ich życiu działo. Ja także przez długi czas pozwalałam decydować o sobie środowisku i rodzinie. Nie miałam tej odwagi, by coś zmienić. W wieku 25 lat rzuciłam pracę i to był najlepszy wybór na świecie.  Wyrzuciłam ze swojego życia kierunek, który ktoś mi wcześniej narzucił i po prostu zaczęłam podejmować własne decyzje.

Przydaje Ci się w ogóle ta wiedza prawnicza?

Raz w życiu mi się przydała. Złapała mnie kiedyś policja, gdy jechałam rowerem po spożyciu większej ilości alkoholu. Reprezentowałam siebie w sądzie i się wybroniłam. Ze względu na niską społeczność czynu, miałam do zapłacenia tylko grzywnę. Nie zabrano mi prawka, ani nie miałam zawiasów, a to wszystko mi wtedy groziło.

Wierzę w system komórkowy, że jedna jednostka zaraża drugą dobrocią i wrażliwością, ale też i świadomością, więc mam nadzieję, że to będzie szło w tym kierunku.

Parę lat temu przyjechałaś z Mikromusic Acoustic Trio do klubu “Eljazz”. Przed koncertem po raz pierwszy mogłam się zetknąć ze Stowarzyszeniem “Otwarte klatki”. Wiem, że los zwierząt jest Tobie bardzo bliski. Nakręciłaś też teledysk z bardzo mocnym przekazem do piosenki “Za mało”, w którym można było zobaczyć cierpienie zwierząt hodowlanych. Naprawdę my- jako ludzie jesteśmy tak okrutni nie tylko wobec siebie, ale także w stosunku do zwierząt?

Tak, uważam, że jesteśmy najbardziej drapieżnym gatunkiem zwierząt, które wyrządzają wiele nieszczęścia i cierpienia nie tylko innym istotom, ale także sobie wzajemnie. Z drugiej strony mamy też coś takiego, co może być nazwane duszą, sumieniem, wrażliwością i to de facto pozwala nam z tą drapieżnością walczyć.

Wydaje mi się, że im bardziej wykształcone społeczeństwo, im bardziej świadome, tym tego okrucieństwa jest mniej. Mówienie głośno o tym, jak wygląda hodowla zwierząt na futra oraz na mięso powoduje to, że ludzie przestają je jeść.

Oczywiście ten problem istnieje na całej kuli ziemskiej, choć w różnym natężeniu. Najbardziej rozwinięte państwa, które nie zmagają się z głodem, mogą sobie pozwolić na to, żeby zmieniać swój system wartości i system pozyskiwania pożywienia.

Polska jest krajem dobrze rozwijającym się. Z tego, co wiem, to już milion Polaków nie je mięsa i kolejny się nad tym zastanawia. Każdy z nas żyje w jakiejś swojej bańce społecznej. Ja mam swoją, ty masz swoją. To odzwierciedla się np. na facebooku. Wielu moich znajomych też nie je mięsa. Moją bańką społeczną jest też moje sąsiedztwo. Ja sadzę drzewa i oni powoli też zaczynają to robić.

Wierzę w system komórkowy, że jedna jednostka zaraża drugą dobrocią i wrażliwością, ale też i świadomością, więc mam nadzieję, że to będzie szło w tym kierunku.

Moja świadomość na temat cierpienia zwierząt oraz chowu przemysłowego podniosła się, kiedy zostałam wolontariuszem Stowarzyszenia “Otwarte klatki”. Byłam przyzwyczajona do takiego obrazu, w którym kury spacerują po ogrodzie, a krowy chodzą po łące skubiąc trawę.

Te zwierzęta żyły szczęśliwe, gdyż były w swoim naturalnym środowisku a dopiero na końcu zadawano im ból i je zabijano. Natomiast chów przemysłowy jest niewyobrażalnym złem i cierpieniem dla zwierząt. One, tak jak ludzie, tworzą swoje rodziny, w których jest mama, tata i dzieci. Są także zbiorowiska, krewni i znajomi, więzi społeczne itd.

W chowie przemysłowym po pierwsze rozrywa się więzi, bo zaraz po ocieleniu odbiera się młode matce, która bardzo cierpi z tego powodu. Samotne cielęta są na takim wielkim polu bardzo zagubione. One powinny czuć ciepło matki, cały czas się do niej przytulać i co chwilę pić mleko.

Sytuacja się zmienia, kiedy potrafimy użyć naszej empatii i przekładamy te wszystkie systemy na ludzi. Wyobraź sobie niemowlęta, które od razu po urodzeniu odbiera się matce i wsadza do jednej wielkiej ciemnej sali. To byłoby straszne.

Wszyscy piętnujemy obozy koncentracyjne. Wiemy, jaki to był straszny horror dla ludzi, ale takie samo piekło serwujemy milionom zwierząt na ziemi. One cierpią dokładnie tak samo jak my. Czują ten sam lęk i ból. One też płaczą, warto to sobie uświadomić.  

W chowie przemysłowym już nie leczy się zwierząt, tylko profilaktycznie podaje się im niesamowite ilości hormonów i antybiotyków. Ludzie, którzy jedzą mięso razem z nim wchłaniają do swojego organizmu hormony wzrostu i antybiotyki. Czego efektem jest antybiotykoodporność. Co tu dużo mówić, mięso oprócz aspektu ideologicznego i moralnego, jest strasznym gównem.

Nie ma też praktycznie żadnych regulacji prawnych, jeśli chodzi o mięso. Tak naprawdę, to idąc do sklepu, to nie wiesz, jakie mięso kupujesz. Nie ma na nim żadnego oznaczenia. Kupując np. jajka już możesz sobie wybrać te z chowu klatkowego, czy z wolnego wybiegu.

To jest trup z istoty, która bardzo cierpiała i miała bardzo złe życie. To jest kwintesencja tego wszystkiego.

Radziłabym naszemu światu, aby zdecydował się na wielką ogólnoświatową terapię po to, aby każdy znalazł w sobie swoje wewnętrzne dziecko, dogadał się z nim i je przytulił.

Co może zrobić każdy z nas, żeby świat był odrobinę lepszy?  Żeby było na nim mniej cierpienia? Istnieją w ogóle jakieś złote rady?

Moją osobistą i wypracowaną złotą radą jest: “tylko spokój cię uratuje“. To jest moja maksyma, którą powtarzam swoim dzieciom, ludziom oraz sobie. W życiu są ciężkie momenty, a panika i nerwy nie pomagają ani nam, ani światu. W momencie, gdy się uspokajamy, skupiamy myśli, to dopiero wtedy możemy zacząć działać.

Mam też swoją prywatną teorię, że nasz świat byłby lepszy, gdyby dzieci były szczęśliwe. Gdyby wszyscy ludzie mieli udane dzieciństwo, mieli bliski kontakt z matką, rodziną oraz naturą. Wydaje mi się, że całe zło, które się bierze na tym świecie oraz ludzie, którzy stają się mordercami, dewiantami, złodziejami, są osobami, które zazwyczaj miały przerąbane dzieciństwo. Były niekochane, albo skrzywdzone za dzieciaka.

Osoby, które mają przerośnięte ego i problemy ze sobą to też są dzieci dręczone albo  zaniedbane przez rodziców.  Radziłabym naszemu światu, aby zdecydował się na wielką ogólnoświatową terapię po to, aby każdy znalazł w sobie swoje wewnętrzne dziecko, dogadał się z nim i je przytulił.

Wtedy można patrzeć na świat ze spokojem,  bez zawiści, złości i pychy. Wydaje mi się, że świat wtedy naprawdę by się na chwilę zatrzymał i odetchnął. A później byśmy się wzięli za te dzieci, które się teraz rodzą, a które trzeba szanować i przytulać. Najbardziej podstawową potrzebą dziecka jest przecież bycie kochanym i bycie blisko rodziców.   

Uśmiechnęłam się, kiedy wspomniałaś o wewnętrznym dziecku. Przechodziłam terapię tą metodą, podobnie jak moi znajomi. Dopiero na niej dotarło do mnie ile lęków, frustracji, gniewu wynieśliśmy z naszych rodzin. Niekoniecznie dlatego, że nasi rodzice byli psychopatami, tylko oni sami nie umieli wychować nas w inny sposób. Oni te systemy po prostu dziedziczyli od swoich rodziców.

To są tzw. “ustawienia rodzinne”. Tak samo jest z traumami, które dziedziczymy, które są zapisane w genach. Jednak z drugiej strony sami możemy nasz genotyp zmienić poprzez terapię i już nie musimy tej traumy przenosić dalej. Wiadomo, że wojna odcisnęła ogromne piętno na życiu każdej rodziny i to cierpienie przenosiło się dalej. Dzieci w czasie wojny umierały bardzo szybko. A matki w ramach obrony siebie, nie przywiązywały się do nich, starały się nie okazywać uczuć, więc później to się przenosiło na kolejne pokolenia, itd.

Teraz żyjemy tak naprawdę w najlepszych czasach dla kobiet, dla dzieci. Widzę jaka jest różnica między tym, jak wychowywali mnie rodzice, a jak ja wychowuję moje dzieci. Mój tata mówił np., że: “dzieci i ryby głosu nie mają” i “co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie”.

Ja stosuję metody Jespera Juula (jeden z liderów współczesnej rewolucji w podejściu do dzieci. Propagował idee szacunku i współdziałania we wzajemnych relacjach z dzieckiem oraz dojrzałe przywództwo dorosłych- źródło: wikipedia), wybitnego pedagoga z Danii, który niestety niedawno zmarł, ale zostawił po sobie ogromne dziedzictwo i bardzo dużo mądrych książek. Staram się, aby moje córki były wychowywane w szacunku i miłości.  Widzę, że to procentuje, bo one są naprawdę super dzieciakami.

Nie potrafię sobie wyobrazić, że przychodzi do mnie dziecko i mówi, że ktoś je skrzywdził, a ja mówię do niego: “kłamiesz”.

Tak, jak mówisz “dzieci i ryby głosu nie mają”. Kiedyś to, co się działo w domu było tematem tabu. 

Oglądałam ostatnio reportaże z cyklu “Z nienawiści do kobiet” Justyny Kopińskiej, która także napisała książkę “Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?“. Opisano w niej przypadek dziewczyny ze Szczecina, która jako 13-latka została wywieziona i krzywdzona przez księdza. Powiedziała o wszystkim swoim  rodzicom, ale oni na to nie zareagowali. Pomógł jej dopiero po wielu miesiącach udręki szkolny pedagog.

W przeszłości dzieci się w ogóle nie słuchało. One nie mogły zaufać własnym rodzicom. Wiele dzieci, które były molestowane, krzywdzone przez księży, czy przez inne osoby, nie miały tego rodzicielskiego wsparcia.

Nie potrafię sobie wyobrazić, że przychodzi do mnie dziecko i mówi, że ktoś je skrzywdził, a ja mówię do niego: “kłamiesz”.

Niestety w małych społecznościach, w których “kimś” są: ksiądz, lekarz, nauczyciel i urzędnik najważniejsza jest tzw. “dobra” opinia. Rodzice są w stanie poświęcić własne dziecko, niż narazić się na wstyd i szykany ze strony całej wioski.

Nigdy, będąc matką, nie wybaczyłabym sobie tego, gdybym zdradziła swoje dziecko. To jest dramat. Tak, jak podkreślam, żyję jednak w swojej bańce. Mam nadzieję, że dzięki temu, że my-osoby, które mają jakiś zasięg społeczny i wpływ na ludzi, możemy ich zainspirować do dobrych działań, a oni pociągną daną myśl, czy ideę dalej.

Potrafisz zainspirować, wiele się od Ciebie nauczyłam. Jak choćby tego, że można samemu uszyć woreczki na owoce i warzywa.

Tak, moje uszyła teściowa. Przy każdym stoisku z warzywami można też nabyć takie woreczki w kauflandzie. Rynek wegański się świetnie rozwija i to jest znak, że on wyczuł tendencje i zmiany na rynku, a to  mnie bardzo cieszy.

Skąd u Ciebie taki duch społecznika? Nie kopiujesz, tylko udostępniasz rzeczy, w które się faktycznie angażujesz.

Nie mam pojęcia. Bardzo często jestem proszona o przyklejanie na naszej facebookowej tablicy różnych rzeczy. Zazwyczaj nie odmawiam, bo przeważnie są to bardzo ważne sprawy, jak zdrowie czyjegoś dziecka, itd.

Mam taką świadomość i nie wiem, czy cokolwiek daje takie udostępnianie dalej. Natomiast charytatywnie angażuję się bardzo rzadko. Tylko ze względu na to, że jak już to robię, to muszę mieć 100% pewność, że to nie jest żaden przekręt, że pomagamy konkretnej fundacji, albo konkretnej osobie. Potem oczekuję rozliczenia z danej akcji. Chcę mieć pewność, że moja praca, mój występ i mój czas przełożą się tak naprawdę na poprawienie czyjejś sytuacji.

Jako osoba prywatna, nie uważam, że lajkując, czy udostępniając coś np. na facebooku, czy nawet idąc na jakąś demonstrację, to cokolwiek zmienia. Jak już coś robię, to z własnej inicjatywy, np. organizując koncert, lub też sadząc drzewa, czy kupując działkę i angażując ludzi w sadzenie na niej drzew. Zdecydowanie  wolę działać w swoim obszarze.

Czego chciałabyś nauczyć swoje córki? Jakie wartości im przekazać?

Szacunku do innego człowieka, przyrody, wobec innych istot. Chciałabym też, żeby moje dzieci były szczęśliwe. Miały otwarte głowy na ten świat i aby były kreatywne, aby czuły się piękne i kochane i  umiały się w tym świecie odnaleźć.

Z drugiej strony chciałabym też, żeby były asertywne, odważne i nie dały się nikomu skrzywdzić.

Najważniejsze jest to, żeby zacząć zauważać problem,
a druga sprawa, to żeby go nie zostawiać,
tylko coś z nim zrobić.

Dajesz im dobry przykład, np. poprzez zbieranie śmieci na plaży.

Moje dzieci mnie cudownie wzruszają, jak idziemy po chodniku a one same z siebie zbierają śmieci i wrzucają do kosza. Jestem z nich wtedy bardzo dumna, bo one je dostrzegają, a ludzie dorośli tych śmieci nie widzą. Najważniejsze jest to, żeby zacząć zauważać problem a druga sprawa, to żeby go nie zostawiać, tylko coś z nim zrobić.     

Bardzo spodobało mi się, że jedną z płyt wydaliście przez crowdfunding. Ludzie Wam zaufali a Wy podjęliście ryzyko. Lubię się angażować w takie akcje, bo mam świadomość tego, że te pieniądze ze sprzedaży albumu bezpośrednio trafiają do artysty. To jest też takie prospołeczne działanie i pokazanie, że można mieć własny pomysł, który chce się potem zrealizować.

Patrząc na tę decyzję przez pryzmat 2 lat uważam, że była ona bardzo dobra. Byliśmy w momencie, w którym tak naprawdę nie wiedzieliśmy co mamy zrobić. Rozstaliśmy się z wytwórnią fonograficzną. Zarzucano nam, że jesteśmy znanym zespołem, z tak wielkim dorobkiem, a nie mamy pieniędzy na wydanie płyty. Otóż nie, właśnie tak wyglądają zespoły, które współpracują z dużymi wytwórniami, że de facto nic z tego nie mają.

Wydanie płyty poprzez crowdfunding było bardzo wzruszające.  Była osoba, która wykupiła ze mną kolację, a inna skomponowanie dla niej piosenki. Niemniej była to jednak ciężka decyzja, ale wiedzieliśmy, że najlepsza w tamtej sytuacji. Ludzie naprawdę nam zaufali i kupili album przez tzw. “preorder”.

Uważam, że moralnym obowiązkiem każdego artysty jest wspierać działania kolegów i koleżanek. Sama chętnie wspieram znajomych, którzy wydają płyty w taki sam sposób.

To jest taka nasza energetyczna cegiełka dokładana w budowanie lepszego świata. Ty komuś pomagasz i wiesz, że te twoje 50 albo 100 zł idzie dalej i pomaga innym zrealizować ich fajny projekt.

My, jako jednostka społeczna możemy żyć ekologicznie
i dbać o środowisko.  Możemy także sadzić drzewa, które wg naukowców mogą zredukować globalne ocieplenie.

Dlaczego zasadziłaś las?

Gołym okiem widać, że ten świat się zmienia. Dużo podróżuję po świecie i gołym okiem widzę, że w Alpach jest coraz mniej śniegu i wysychają sosny alpejskie, byłam w tym roku na Azorach i lokalni mieszkańcy mówili, ze ten rok był wyjątkowo ubogi w deszcz. Mamy też potwierdzone naukowo globalne ocieplenie.

W maju tego roku, codziennie rano budziłam się z obsesyjną myślą i lękiem, co będzie dalej? Musiałam się z tego stanu otrząsnąć, bo to i tak niczego nie zmieni.

Pomyślałam więc co ja, zwykły człowiek mogę w tej kwestii zrobić? Na wiele rzeczy nie mam i nigdy nie będę miała wielkiego wpływu, jak chociażby na państwa, które podejmują globalne decyzje. My, jako jednostka społeczna możemy żyć ekologicznie i dbać o środowisko.  Możemy także sadzić drzewa, które wg naukowców mogą zredukować globalne ocieplenie.

Od paru lat wspólnie z mężem, partyzancko sadzimy drzewa we Wrocławiu. Doczekaliśmy się już wspaniałych okazów rosnących pod naszym domem. Postanowiłam jednak pójść o krok dalej i kupić jak najtańszą działkę rolną. Długo jej szukałam, ale w końcu  znalazłam 40 km od Wrocławia.

Ogrodziłam ją, bo taki jest wymóg, żeby zwierzęta nie wyjadały młodych pędów drzew. Od razu zaczęła działać energia i dostałam 200 buków, które wspólnie ze znajomymi  posadziliśmy 1 listopada. Na wiosnę mam obiecanych jeszcze bardzo dużo drzew, które będę dalej sadzić.

To jest inwestycja, która mi się materialnie nie zwróci. Jednak to jest moja mała partycypacja  w ten świat, żeby był trochę lepszy.

Nie kryję tego, że chciałabym zainspirować ludzi do działania. Parę osób już do mnie napisało, że moja decyzja ich oświeciła i że oni też przecież mogą sadzić drzewa.  I to jest prawda, bo możesz na własnym podwórku posadzić chociażby jedno drzewo i o nie dbać. Jest nas w Polsce prawie 40 milionów więc do dzieła!

Mam nadzieję, że za jakiś czas będę mogła dokupić więcej ziemi i zasadzić więcej drzew a może nawet będę miała własny las, który będzie np. strefą wolną od polowań? Wierzę, tak jak śpiewał Niemen, że: “ludzi dobrej woli jest więcej”, i że ta energia, którą wnoszę i ta moja banieczka społeczna zacznie ludzi zarażać i więcej osób zacznie działać, bo kto, jak nie my?

Dobra wola jest w ludziach, tylko często dominuje u nich strach.

Dlatego trzeba dać im przykład. U mnie jest nim moje podwórko. Ponad 10 lat temu nie było na nim jeszcze drzew, tylko pojedyncze krzaczki.  Gdy sadziłam moje pierwsze drzewo, to pamiętam, że tzw. “lokalsi” pili sobie piwko parę metrów ode mnie. Śmiali się, gdy widzieli jak kopię dziurę łopatą w ziemi. W tym momencie dwa moje drzewa są takie wysokie, jak kamienica, a krzewy, które też tam zasadziłam, wspaniale ocieniają latem.

Mój mąż tak bardzo się tym zaraził, że sadzi drzewa  także w okolicy.  Na przestrzeni kilku lat nasze sąsiedztwo zobaczyło, że my tak robimy i pomyślało, że ono też tak może. Zauważamy na podwórku coraz to nowe nasadzenia, jedna pani ma kwiatki, ktoś zasadził ostatnio dwa nowe drzewa. Wspólnie z sąsiadami uruchomiliśmy deszczołapy i zrobiliśmy grafik podlewania. Zauważam, że jak ktoś robi coś dobrego przez długi czas, to inni się ośmielają i zaczynają takie osoby naśladować.

A jakim przeżyciem było nagrać sesję live w lesie?

Przepięknym, ale z drugiej strony czułam, że jednak naruszam intymność lasu i nie czułam się z tym do końca komfortowo. To jednak jest hałas w domu zwierząt, który trwał 2 godziny. Po którym jednak grzecznie opuściliśmy las. Z jednej strony marzę o tym, żeby nagrać całą płytę w lesie, ale z drugiej strony zawsze mam taki wyrzut sumienia, gdy gramy w miejscach plenerowych, blisko gór, bo to jest wówczas straszny stres dla zwierząt.

A propos domu, czy Wrocław i „Cafe Rozrusznik”, to są takie Twoje miejsca?

“Cafe Rozrusznik” jest niesamowitym miejscem, które prowadzą moi przyjaciele: Piotr Kucharski i Dorota Radwańska. Oni bardzo dbają o ekologię i zero waste. Nie znajdziesz w nim plastikowej słomki. Można natomiast wypić pyszną kawę a gdy przyniesiesz ze sobą własny kubek, to  dostaniesz zniżkę. To miejsce przyciąga super ludzi i czuję się w nim, jak w drugim domu.

Z kolei Wrocław jest moim domem już od 20 lat.

Czym są dla Ciebie Święta, bo wiem, że spędzasz je inaczej, niż większość z nas? Dwa lata temu przeczytałam Twój post na facebooku. Opisywałaś w nim tą przedświąteczną gonitwę, konsumpcjonizm, jedzenie karpia, którego i tak nikt nie umie przyrządzić i nie lubi jeść.

Święta są dla mnie i mojego męża jedynym czasem, w którym oboje nie pracujemy. Po cholerę więc mamy sobie jeszcze ten czas utrudniać i nakładać jeszcze więcej pracy. Oboje jesteśmy ateistami i nie bierzemy udziału w procederze katolickim. Moi rodzice mimo tego, że nie byli katolikami, to jednak stroili choinkę i jedli karpia. To był nawyk, bo oni byli w sidłach tej tradycji, której de facto nie byli częścią.

10 lat temu oznajmiłam moim rodzicom, że jadę z moim chłopakiem, który jeszcze nie był moim mężem, do Włoch w czasie świąt. Na początku było to dla nich wielkie rozczarowanie. Dla wielu ludzi święta są jedyną opcją, żeby się spotkać i spędzić wspólnie czas. Ja moich rodziców widzę bardzo często. Wolę sobie z nimi posiedzieć w ogródku przez parę dni podczas wakacji, niż widzieć moją mamę mającą pretensje do całego świata, że ona haruje podczas świąt. Z drugiej strony, jak zapytasz ją: “pomóc ci?“, to pada krótkie: “nie“.

Nie robimy sobie także prezentów w czasie świąt, bo to są tak naprawdę przedmioty, których nie potrzebujemy. Tego nauczyłam się przez wiele lat będąc z moim małżonkiem. Naszym wspólnym prezentem jest wyjazd. Zazwyczaj jedziemy do Włoch, w góry i nie ma: zakupów, sprzątania ani gotowania. Po prostu tam jesteśmy, ja piję sobie na 3000 metrach kawę i odpoczywam, jeżdżę na nartach i wdycham to cudowne alpejskie powietrze.

Wiem, że za parę lat nastąpi taki dzień, że będę sobie mogła odpuścić wszystko. Będę tylko z dziećmi i będę gotować obiady, robić przetwory, chodzić na spacery
i od czasu do czasu coś nagrywać.

Czy Ty w swoim życiu masz wrażenie, że coś “musisz”, czy raczej, że” możesz”? Śpiewasz w utworze „Na krzywy ryj”, że nie prosiłaś, a masz wszystko.

Myślę, że jeszcze jestem na takim etapie, że “muszę” i  to jest moja powinność, żeby utrzymać rodzinę, ale też “chcę”. Teraz w moim życiu następuje przełom. Wydaje mi się, że już dotarłam do tego, co chciałam mieć, bo mam swoją rodzinę a w pracy jest kontynuacja. Wiem, że za parę lat nastąpi taki dzień, że będę sobie mogła odpuścić wszystko. Będę tylko z dziećmi i będę gotować obiady, robić przetwory, chodzić na spacery i od czasu do czasu coś nagrywać.

W ubiegłym tygodniu byłam na koncercie Hansa Zimmera w Gdańsku i zostałam na noc. Następnego dnia spacerowałam po plaży nucąc słowa piosenki “Na krzywy ryj” i towarzyszyło mi wtedy takie uczucie spokoju i ukojenia. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę tak niewiele potrzebujemy do szczęścia.

Żeby być szczęśliwym, trzeba być poukładanym ze sobą. Lubić siebie, mieć dla siebie dużo czułości, miłości, dobrze się czuć z własną osobą. Potem wszystko samo się układa.

Czy umiejętność odpuszczania, przebaczania i czekania jest trudne?

Tak, to są trudne rzeczy, które trzeba w sobie wypracować. Człowiek się z nimi nie rodzi, nie dostaje ich w prezencie. To jest tzw.” doświadczenie życiowe” i jestem wdzięczna za to, że mam takie umiejętności. Gdyby nie one, to naprawę nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem teraz.

A czy przeżywasz życie w uważności, udaje ci się to?

Tak, oczywiście nie jest tak przez cały czas. Staram się tak robić zwłaszcza, gdy jestem ze swoimi dziećmi. To są tak cenne chwile, być z nimi tu i teraz, rozmawiać z nimi i ich słuchać, a nie gdzieś uciekać myślami, czy w telefon. Dzieci są naturalnie mądre, stosują swoją prostą logikę. U nich wszystko jest czyste i nieskażone tym, co nas później psuje.

Ekologia to jest biznes, styl życia, moda?

Wydaje mi się, że wszystko po trosze. Dobrze, że to jest moda, ale niestety mody przemijają, więc mam nadzieję, że to będzie taka moda na zawsze.

Dobrze, żeby to był biznes, bo lepiej jest robić go na takich rzeczach i wytwarzać dobrą energię, bo świat jest zbudowany na biznesie,  musimy coś sprzedać i kupić.  Ekologia powinna też być nawykiem.