Koncerty

Varius Manx i Kasia Stankiewicz- wieczór magicznych wspomnień

Jest rok 1995, mam 14 lat i siedzę przed telewizorem oglądając „Szansę na sukces” z udziałem zespołu Varius Manx. W pamięć zapadają mi dwie dziewczyny: Anita, która wykonuje ujmująco „Piosenkę księżycową” i Kasia, 18-latka, która z dużą dozą pewności siebie i dystansu śpiewa „Zamigotał świat”. Odcinek wygrywają obie, ale wówczas przemówiła do mnie bardziej liryczna Anita niż wulkaniczna Kasia. Wkrótce jednak moje podejście diametralnie się zmieniło.

Z zespołem Varius Manx mam mega wiele wspomnień, spędziłam z nim bowiem moje lata szkolne. Odkładałam pieniądze na płyty a oczy mi błyszczały, kiedy w sklepie muzycznym “u Irka” do moich rąk trafił świeżutko wydany album „Elf”. Mam go zresztą do dzisiaj, trochę już porysowany i pewnie niemodny, bo kto dzisiaj jeszcze słucha w ogóle płyt? Szybciej idzie nam ściągnie i kupowanie muzy przez Internet, niż stanie w kolejce w Empiku.

Odejście z zespołu Anity Lipnickiej zaskoczyło mnie i zasmuciło. Jakoś tak nie wierzyłam, że komuś uda się Ją zastąpić- wokalistkę od takich hitów jak: „Zanim zrozumiesz”, „Piosenka księżycowa” „Pocałuj noc”, czy „Zabij mnie”. Gdy zespół jako następczynie wybrał Kasię Stankiewicz a nie Anitę Jadacką było to dla mnie sporym zawodem. Ale jak to możliwe? Przecież Anita była taka liryczna i delikatna, Kasia w ogóle nie pasowała mi do takich klimatów.

Moje pokajanie się było bardzo szybkie. Już pierwszy singel „Orła cień” powalił mnie na kolana. Była w nim taka energia i moc, ale też właśnie owa delikatność, której wcześniej odmówiłam Kasi Stankiewicz. Płytę „EGO” oczywiście kupiłam, następną „END” zresztą też. Zakochałam się w utworze „Dom- gdzieś blisko mnie”, którego tekst mocno utkwił mi w pamięci. Tak naprawdę jednak to zwariowałam na punkcie „Ruchomych piasków”.

Film „Nocne graffiti” oglądałam tylko fragmentami, ale piosenki słuchałam na okrągło. Matko jedyna, do dzisiaj nie potrafię wyciągnąć refrenu i fałszuję wówczas
wniebogłosy. Zresztą głosu Kasi Stankiewicz nie sposób podrobić, jest bowiem jedyny
w swoim rodzaju.

I nagle bach! Jest rok 2000, końca świata nie było, ale dla mnie to był pewnego rodzaju koniec. Koniec zespołu Varius Manx. I choć od tamtego momentu minęło 16 lat, to zdania nie zmieniłam. Dla mnie Varius Manx to Anita Lipnicka i Kasia Stankiewicz. Kolejne wokalistki i kolejne utwory to już były dla mnie tylko namiastki dawnych variusów. Zresztą tak naprawdę mało zespołom udaje się powtórzyć wielki sukces z nowymi wokalistkami czy wokalistami. To był więc koniec mojej młodzieńczej fascynacji tym bandem.

I jakoś tak też to był koniec mojej fascynacji drogi muzycznej Kasi Stankiewicz… aż do chwili wydania przez Nią płyty „Mimikra”. Przyznam szczerze, że to od tego właśnie momentu zaczęła mnie fascynować muzyka alternatywna. Krążek był absolutnie genialny a utwór „Marzec” to majstersztyk. Ten album udowodnił mi jak wiele Kasia Stankiewicz potrafi i jak szuka swojej artystycznej drogi.

Nie wiem dlaczego potem ponownie zniknęła mi z mojego muzycznego horyzontu. Jej kolejny album zupełnie przegapiłam a przyznam jestem go teraz ogromnie ciekawa i na pewno się z nim zapoznam.

Na nowo Kasia Stankiewicz pojawiła się całkiem niedawno, zaledwie parę dni temu, kiedy była na koncercie w Tucholi. Zespół świętował 25 lat bytności na scenie. Zabrałam na niego mojego Tatę, który gustuje w nieco innej muzyce. No i co, jaki był efekt? Poczułam się jakby tych 25 lat w ogóle nie minęło. Jakbym nadal była w liceum, w którym przeżyłam najwspanialsze momenty swojego młodzieńczego życia. Śpiewałam więc jak głupia (co przypłaciłam następnego ranka sporą chrypką) wszystkie wielkie przeboje a na „Ruchomych piaskach” ponownie fałszowałam niemiłosiernie. Nie słyszałam tych utworów prawie 20 lat, ale teksty bynajmniej nie zatarły się w mojej pamięci…

Czy mnie coś zdziwiło? Tak, nie spodziewałam się, że Kasia Stankiewicz ma taki fajny kontakt z publicznością i ma taki fajny rodzaj ciętego dowcipu, który objawił się m.in. gdy powiedziała: „Nie ma jak ktoś powie do śpiewającej dziewczyny, że ma ładną skukienkę”, albo „Orła cień to orgazm a przedtem potrzeba jeszcze sporej dawki gry wstępnej” lub kiedy zapraszała na scenę młodego chłopaka wyglądającego jak Morrison, aby wspólnie z Nią zaśpiewał piosenkę „Maj”- „Ok. szanuję, że nie masz odwagi spróbować”.

Koncert trwał naprawdę długo, bo tych 25 lat to doprawdy kawał czasu . Chyba nie było w latach 90-tych drugiego takiego fenomenu muzycznego jak Varius Manx. Kochali go wszyscy, tak jak kochają go teraz będąc masowo na koncertach z usypiającymi na rękach dziećmi.  W takich momentach czas faktycznie jakby się zatrzymuje i przez te 2 godziny tworzy się magiczna atmosfera.

Dziękuję więc za możliwość mentalnego powrotu do lat 90-tych, kiedy wszystko było prostsze. Cudnie było przeżyć tą muzyczną wędrówkę. Płytę, która wyjdzie jesienią na pewno kupię, bo wspomnienia warto pielęgnować, aby nie umarły. No i do takiej muzyki naprawdę warto wracać. Kasia Stankiewicz i Varius Manx zdali egzamin celująco. Cały koncert muzycznie zabrzmiał naprawdę bardzo dobrze!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *