
Leo Pik- Wolę muzyczną niepewność, niż byle jaką pewność
Siedział przede mną w ławce na lekcji historii. Miał wtedy długie włosy a głowę pełną marzeń i pytań. Uczył się gry na gitarze i był ciekawy świata. Pewnie jeszcze wtedy nie przypuszczał, że po wielu latach rzuci pracę w jednej z warszawskich korporacji i posłucha głosu swojego serca, które odda w pełni muzyce. Pewnie nie przypuszczał także, że któregoś dnia zadzwoni telefon, w którym usłyszy pytanie: Czy podtrzymuje Pan decyzję zostania dawcą szpiku kostnego?
Wiecie… nie to jest jednak najważniejsze… Mam wrażenie, że każda osoba, która w swoim życiu zetknie się z Leo Pikiem odchodzi od niego ubogacona. Bo to jest świadomy siebie i mądry, czujący człowiek. Nasza rozmowa jest tego dowodem.
Mam taką zasadę, że z moim rozmówcą podpisujemy umowę serca. To nie jest tylko wywiad, to jest coś więcej. Przez te kilkanaście minut rozmowy otwieramy się na siebie nawzajem. Okazujemy szacunek i empatię. Nie ślizgamy się po powierzchni, lecz szukamy głębi. Tutaj nie ma perfekcjonizmu, tutaj jest prawda, tutaj jest człowiek.
Ja nie prowokuję, nie podpuszczam, nie hejtuję. Bycie kontrowersyjnym nie jest moim zadaniem. Ja mam po prostu słuchać drugiego człowieka i przekazać światu to, co on ma do powiedzenia.
Ja swoje powołanie do rozmawiania z ludźmi odkryłam całkiem niedawno a kiedy ty poczułeś, że muzyka jest tym, co chciałbyś w życiu robić?
Czułem to od dzieciństwa i miałem strasznie duży magnetyzm do instrumentów. Pierwszym, o którym marzyłem były klawisze. Były to jednak lata 80-te i wtedy tego marzenia nie udało mi się zrealizować. Pod koniec podstawówki przyszła do mnie z kolei fascynacja grą na gitarze i już wtedy czułem, że to jest moje życie. Poważnie, miałem takie przeczucie, że to jakby samo naturalnie płynie. Już wtedy to było takie prawdziwe, takie moje.
Pracowałeś w korporacji, czy pamiętasz ten moment, w którym podjąłeś tą ryzykowną decyzję o odejściu z pracy na etacie i posłuchałeś tego wewnętrznego głosu?
Kiedy podejmowałem decyzję o odejściu z bankowości nie czułem, że jest to ryzyko. Powiem więcej, sam fakt, że trafiłem do bankowości mógłbym uznać za bardziej przypadkowy niż to, że później zdecydowałem się na odejście. Dzisiaj już wiem, że nic nie jest przypadkiem (…) Kiedy kończysz studia to masz takie poczucie, że fajnie by było, gdyby praca pozwoliła ci spełnić swoje marzenia. Bankowość nie była moim marzeniem, choć dobrze się w niej odnajdywałem. Zakończyłem ten etap, ponieważ miałem wrażenie, że nie da się robić dobrze dwóch rzeczy na raz.
Jak można w pełni zajmować się muzyką, gdy wracasz do domu czasem o 20:00 lub później? Jak takim ostatkiem sił robić coś, co jest tak ważne? To jest trochę profanacja. Pamiętam tę chwilę, kiedy zdecydowałem, że chcę odejść. Poczułem wewnątrz, że coś się otworzyło i to już wtedy dało mi impuls do działania, chociaż wówczas nie wiedziałem jeszcze do końca, co konkretnie powinienem robić.
Wiedziałem, że chcę zmierzać w kierunku muzyki, ale nie wiedziałem, czy będę komponował, śpiewał, czy grał. Okazało się, że wszystkie te trzy rzeczy i nie tylko. Dopiero od niedawna, kiedy zacząłem grać i śpiewać przed publicznością, a nie tylko w zaciszu własnej pracowni, ta droga się ukierunkowuje. Teraz już wiem, jak się czuję, kiedy wychodzę na scenę. Wiem, jakie to ma znaczenie, jak na moje muzyczne działania reagują ludzie. I wiem, że tak naprawdę, to jestem cały czas na początku tej drogi. Teraz dopiero czuję, że w tym realnym muzycznym świecie, zaczynam stawiać pierwsze świadome kroki.
Jak nie idziesz za swoim powołaniem, jakkolwiek to nazwiesz, czymś, co masz w sercu, do czego cię ciągnie, to moim zdaniem nie możesz być szczęśliwy. A ciebie Leo ludzie wspierali w wyborze twojej muzycznej drogi czy raczej ściągali cię w dół?
To jest świetne pytanie. Pamiętam sam początek, kiedy odszedłem z banku. Większość kolegów zadawała mi pragmatyczne pytania w stylu: „Lechu, ale z czego ty będziesz żył, jak zarobisz na wakacje?”. W ogóle nie było pytania w stylu “Naprawdę tak kochasz muzykę, że chcesz zrezygnować z tego bezpiecznego stołka w banku?” Szczerze mówiąc dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, w jakim „ciężkim” środowisku przebywałem.
Te reakcje były dosyć skrajne. Niektórzy mówili, że też by chcieli spróbować, ale boją się ryzyka, bo to jest niepewny zawód. No… jest niepewny, ale z drugiej strony wolę taką niepewność, niż byle jaką pewność. Pamiętam, jak oznajmiłem mojemu szefowi, że odchodzę, a było to w styczniu 2011 roku. Miałem to szczęście, że on też jest wielkim fanem muzyki i rozumiał moje podejście. Kumplujemy się do dzisiaj, ale tak mnie wtedy „kupił”, że odszedłem dopiero we wrześniu. Śmiałem się, że trwało to jak ciąża, symboliczne 9 miesięcy. Rodzisz swoje dziecko, swój pomysł i wtedy to wszystko wychodzi na świat.
Czy ufasz sobie, swoim emocjom i wierzysz w to, że ten twój właściwy czas nadejdzie? Chociaż jak mówisz, to właśnie to droga jest najważniejsza, bo w niej odkrywasz siebie.
Zdecydowanie. Nie wiem, czy w poprzednim życiu już się tym zajmowałem, wydaje mi się, że tak. Cały czas poznaję siebie, a muzyka daje to poczucie docierania do siebie coraz głębiej. To jest takie trochę metafizyczne doświadczenie. Bardzo trudno je przełożyć na umysł. To jest po prostu coś, co się czuje. Najpiękniejsze uczucia są trudne do uchwycenia w słowno-logiczne ramy.
Jak odbierają cię ludzie, dla których grasz i śpiewasz? Czym jest dla ciebie kontakt z drugim człowiekiem?
Ludzie reagują tak pozytywnie, że daje mi to ogromną motywację do tego, żeby muzycznie być coraz lepszą wersją samego siebie. No i przede wszystkim by być sobą w tym wszystkim, by nie naśladować. Grając covery (utwory oryginalnie wykonywane przez innych artystów) łatwo wpaść w taką pułapkę, żeby robić to najlepiej jak to jest możliwe tj. jak najbliżej oryginału. Szanuję to, bo nawet takie wierne odtwarzanie też wymaga sporego zaangażowania. Ja nie zmierzam jednak w tym kierunku, tylko staram się interpretować te piosenki tak, żeby samemu czuć się z nimi jak najlepiej. To wymaga praktyki, bo trzeba każdy utwór zagrać na różne sposoby, trochę inaczej go zaaranżować i wykonać. Finalnie za każdym razem ten sam utwór wychodzi odrobinę inaczej. Jest to spowodowane tym, że zawsze graniu towarzyszy trochę inny klimat, inne miejsce, inni ludzie.
Nie mam też takiego poczucia, że zaczyna mi się to nudzić tak, jak to było w korpo – codzienna praca od 9:00 do 17:00. Tutaj każdy wieczór jest zupełnie inny. Poznajesz nowych ludzi i każdy ich uśmiech jest czymś naprawdę fajnym. Prawie z każdym mogę dosłownie nawiązać kontakt wzrokowy i to jest taka bardzo wzajemna relacja. Póki co dość rzadko zdarza mi się grać takie stricte moje koncerty, dla których ktoś przychodzi posłuchać właśnie mnie, jednak jest tak coraz częściej i wówczas te reakcje ludzi są najgłębsze.
Słucham tego, co mówisz i dostrzegam, jak ważna jest ta interakcja z publicznością i wzajemna wymiana energii. Sukces, jakkolwiek się go interpretuje, osiągają ludzie, którzy są po prostu sobą i robią rzeczy po swojemu, wydobywając na zewnątrz to, co mają w swoim wnętrzu. I to bardzo dobrze obrazują koncerty, które się przeżywa inaczej, kiedy widzisz, że artysta nie udaje.
Kiedy wychodzę na scenę, to czuję się jak dzieciak wychodzący na podwórko. To było przecież fajne tak sobie wyjść z kolegami poskakać po drzewach. I jak występuję na scenie, to czuję właśnie taką wyjątkową dziecięcą radość.
Zawód muzyka jest niepewnym zawodem, wymaga kreacji, samozaparcia, determinacji. Masz je w sobie? Gdzie szukasz inspiracji do tworzenia?
Pewnie jest w tym dużo racji, że trzeba mieć samodyscyplinę. Dla mnie sama miłość do tego, co robię jest wystarczającą inspiracją. Nie szukam jej w innych a raczej w sobie. Tam ta inspiracja jest najbardziej niezawodna, bo wypływa ona z serca i jest prawdziwa. Staram się więc być uważny i obserwować te momenty, kiedy grając, śpiewając, mając kontakt z muzyką odczuwam największą radość.
Jest tych elementów naprawdę wiele. I mimo tego, że od tylu lat mam styczność z muzyką, to tym bardziej jestem pokorny i tym bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że cały czas jestem dzieckiem w tej „muzycznej piaskownicy”. Poznaję kolegów, bawimy się razem, tak to trochę wygląda.
A co ci z tego serca wypływa, oprócz radości i zabawy w piaskownicy?
Szczerze mówiąc, to im mniej się nad tym zastanawiam, tym lepiej to wychodzi. Miałbym chyba trudność ze zdefiniowaniem i przełożeniem tego na słowa. Wydaje mi się, że jak minie jeszcze trochę czasu, to będzie coraz więcej tych piosenek, w których będę wyrażał te rzeczy, które właśnie ze mnie wypływają. To, że na razie nie ma tego zbyt wiele w przestrzeni publicznej, nie znaczy, że tego nie ma w ogóle. Jest tego całkiem sporo.
Proces przekazywania siebie na zewnątrz ma jakieś swoje tempo. Być może powtarzając często, że „mnie się nie spieszy”, trafiam do swojej podświadomości i ona gdzieś tam po prostu, spokojnie i bez pośpiechu pracuje, żeby to, do czego zmierzam, fajnie rozkwitło. Niemniej i tak obserwując otoczenie, dostrzegam, że zaczynają kiełkować piękne relacje.
Wiesz, tak naprawdę najważniejsza jest droga a nie cel, do którego zmierzam. Jakbyś mnie zapytała dokąd zmierzam muzycznie, to odpowiedziałbym, że zmierzam przed siebie, po prostu. Pewnie te mniejsze lub większe cele gdzieś tam w głowie są. Kluczem jednak jest to, żeby je zrealizować od początku do końca, a potem zaczynać kolejne. Uważam, że jest to jest bardzo istotne.
Kłania się tutaj wrażliwość, niejednokrotnie byłam świadkiem, jak przekaz, który artysta niesie ludziom. Jego głos, muzyka, czy tekst otwierały coś w człowieku. Mam wrażenie, że żyjemy jak w Matrixie na autopilocie. Boimy się czuć i przeżywać. Emocje spychamy gdzieś daleko w kąt i zabijamy własne marzenia. Ty poszedłeś tą drogą za swoimi emocjami, dlaczego?
Tak, ja o moje marzenia bardzo dbam i troszczę się o nie. Mam dla nich czas i to powoduje, że one się rozwijają i je spełniam. Generalnie to jest też tak, że jakby wszystkie rzeczy, które definiujemy, które nazywamy, które ubieramy w muzykę jako muzycy, to one nie są tak do końca nasze. One są wszystkich. One są przez nas uchwycone, ale jestem przekonany, że sytuacje, o których mówisz, że ludzie płaczą po koncertach itd. to jest efekt tego, że artysta uchwycił właśnie te uczucia i te emocje z tej takiej „chmury myśli”, która nas otacza, a w której kryje się wszystko. Każda najmniejsza myśl zawiera w sobie całość. Tak to czuję, że czasami, kiedy zaczynam pisać tekst, to nie jest to moje. Ja to czuję, że to skądś przychodzi do mnie i ja to tylko po prostu spisuję. Jakby ktoś mi te słowa dyktował.
Miałem kiedyś taki okres, to było kilka lat temu, że w krótkim czasie napisałem mnóstwo tekstów. I jak teraz do nich wracam i je czytam, to sobie w myślach zadaję pytanie „kurczę, ja to naprawdę napisałem?” Pamiętam, jak w tym czasie wysłałem ten cały zbiór tekstów, a było ich ponad 200, do mojej zaprzyjaźnionej pisarki, która napisała do nich recenzje. Opisała wszystko metodycznie i okazało się, że moje teksty napisane są w taki, sposób, jakby napisał je ktoś, kto się tym po prostu zajmuje. A ja je wszystkie napisałem przecież w niewiele więcej niż 20 minut każdy.
Podsumowując, my jesteśmy wszystkim, każdy z nas jest istotą kompletną. Tylko ten Matrix, o którym mówisz, próbuje przyćmić tę całą prawdę, odwrócić naszą uwagę, żebyśmy nie dostrzegali swojej wielkości, żebyśmy czuli się jak małe trybiki w tej wielkiej matrixowej maszynie.
Odkąd kilka lat temu odszedłem z korporacji, zacząłem budować w sobie tą świadomość. I chociaż nie jestem pewny, czy ta rozmowa nie zmierza w zbyt ezoterycznym kierunku, to z drugiej strony wydaje mi się, że ludzie są coraz bardziej wrażliwi i coraz bardziej gotowi na tę prawdziwą wiedzę. Ludzie coraz bardziej ufają sobie i zdają sobie też sprawę z tego, jak bardzo jesteśmy dezinformowani.
Mam taką teorię, że jak idziesz za tym, co kochasz i pozwalasz temu zaistnieć, to wszystko wokół zaczyna się układać. Pojawiają się wtedy odpowiedni ludzie i sytuacje. I idziesz w to nie znając, tak jak mówisz, tego swojego ostatecznego celu, do którego zmierzasz, ale masz po drodze te etapy. To jest trochę jak taka samonapędzająca się maszyna. Ja w to głęboko wierzę, że tak naprawdę jest.
Tak, do tego nawet stopnia, że gdybyśmy sobie założyli taki gotowy cel, to możliwe, że jakieś super, ekstra fajne rzeczy, które mogłyby się zdarzyć, przez to, że zakładamy sobie jakiś inny cel, zostałyby pominięte.
Ja nastawiam się na to, że chcę być po prostu szczęśliwy. Chcę mieć wokół siebie ludzi, których kocham i szanuję. I takich ludzi, którzy to odwzajemniają.
To, co robię, tworzę jest właściwie przeznaczone dla innych, a nie tylko dla mnie. Chciałbym zostawić po sobie coś, co kogoś zainteresuje. Chciałbym mieć w sobie to coś małego, co będzie komuś potrzebne. Chciałbym napisać takie piosenki, do których ktoś będzie chciał wracać. Chciałbym napisać takie słowa, nad którymi ktoś będzie się głębiej zastanawiał, będzie nawiązywał, czy porównywał te rzeczy, o których śpiewam do sytuacji, które sam przeżył, a może właśnie przeżywa.
Chciałbym, żeby to wszystko nie było robione w pośpiechu, żeby nie było takie byle jakie, plastikowe, chemiczne… tylko, żeby było organiczne, żywe. Takie jak las, jak morze, jak rzeka, która sobie płynie. Ona wie jak to robić, nikt jej nie musi tego mówić. Tak samo las wie, jak rosnąć. Na początku było nasiono a dopiero potem wszystko pięknie wyrosło. Wystarczy temu nie przeszkadzać i na pewno będzie to zmierzało we właściwym kierunku.
Gdyby wszyscy ludzie mieli poczucie tego, jak wielka jest siła kreacji każdego z nich… Bo każdy ma tę moc w sobie… Niestety świat, a właściwie garstka ludzi, która tworzy iluzję, że jest w stanie tym światem rządzić, próbuje za wszelką cenę odwrócić od tego naszą uwagę. Zamiast pochylać się nad własnym rozwojem i nie mówię tu o tzw. awansie społecznym, to pochylamy się nad tym jak wydać nasze ciężko zarobione pieniądze. Na szczęście to się zmienia na lepsze.
Pamiętam, że jako nastolatek byłeś ciekawy świata. Nadal tak jest? Zadawałeś wtedy mnóstwo pytań.
Tak, nadal jestem ciekawy świata i cały czas mam wrażenie, że tak mało przeżyłem i tak mało doświadczyłem, ale ufam, że jeszcze wiele przede mną.
Często podróżujesz, zmieniasz też miejsca zamieszkania. Czym są dla ciebie podróże? Znalazłeś swoje miejsce w Warszawie?
Tutaj, gdzie jestem, jestem szczęśliwy i jest to dobre miejsce do życia. Próbowałem przez rok Trójmiasta i to też było ciekawe miejsce. Natomiast zajmując się tym, czym się zajmuję czuję, że w Warszawie jest zdecydowanie więcej możliwości rozwoju i póki co jest to najlepsze miejsce, które spotkałem na swojej drodze.
Niedawno z przyjaciółmi spędziłem tydzień w Katalonii, która mnie bardzo zafascynowała nie tylko pięknem różnorodnych plaż, gór, architekturą, serdecznością i otwartością lokalnych mieszkańców ale też ich walką o niezależność, samodzielność, niepodległość. Jest to bogaty i piękny obszar z własną kulturą, własną świadomością narodową, własnym językiem, który obecnie należy do Hiszpanii. Historycznie Katalonia była odrębnym państwem, które w obliczu walki o władzę i wpływy została wcielona do Hiszpanii. My jako Polacy, którzy z racji swojego położenia geograficznego i posiadania licznych bogactw naturalnych od zawsze byliśmy napadani i powinniśmy ich zrozumieć, bo mają bardzo podobną sytuację jak my kiedyś.
Bo jednak ludzie idą tą drogą i wykraczają poza schemat. Ja np. widzę po sobie, że nie potrafię pisać o muzyce w zwyczajny sposób. Ja muszę pisać emocją.
I też zauważasz, że to wtedy samo płynie, prawda?
Tak
I tu jest ta prawda. Ona nie potrzebuje hałasu, fajerwerków. Ona sobie poradzi. Ona będzie rosnąć, będzie trafiać na właściwy grunt. Pomalutku, organicznie. Nie da się dojść do prawdy na skróty. Zdecydowanie nie.
Czujesz się spełniony muzycznie?
Szczerze, to podchodzę do tego w ten sposób, że jestem na dzisiaj najlepszą wersją siebie. Wiem też, co jeszcze drzemie w środku. Wiem, że jest coraz lepiej i sam się z tym coraz lepiej czuję. Nie mam jednak oczekiwań. Staram się być coraz lepszy, rozwijać swoje talenty. Nie jest to jednak kwestia dualności między lepszy – gorszy. Jest to właśnie obecność tych konkretnych emocji, które powodują, że życie płynie komfortowo, a rzeczy jakby same się dzieją. Żyjąc ze świadomością tych emocji, bardzo łatwo możemy omijać tereny mielizny. Owa „mielizna” od razu skojarzyła mi się z piosenką „Shallow” z filmu „Narodziny gwiazdy” w reżyserii Bradleya Coopera. Bardzo polecam tę piosenkę (i jej tekst!) i film wszystkim tym, którzy chcą zaczerpnąć ze źródła emocji.
Nie ciągnęło cię do programów typu talent show?
Nie, zdecydowanie nie. Natomiast czuję czasami nacisk ze strony najbliższego otoczenia, żeby tego spróbować. Jeżeli będzie im na tym bardzo zależało, to pewnie coś z tym zrobią?Jeśli mnie postawią przed faktem, to wtedy pokażę się z jak najlepszej strony. Nigdy nie będę podchodził do tego na zasadzie rywalizacji. Jeżeli już, to na zasadzie przygody i pokazania czegoś swojego.
Uważam, że programy typu talent show nie są ani dobre ani złe. Jest to przez kogoś wymyślone. Jest to obliczone na jakiś konkretny cel. Wszystko, co jest wokół nas, nie jest ani dobre ani złe, czy jednokolorowe. Głównym celem tego typu programów nie jest to, żeby artysta wypłynął na szerokie wody, tylko to by przez parę tygodni telewidzowie przeżywali emocje, które ktoś dla nich wyreżyserował. I znowu wracamy do emocji…
Wolę sam organizować swoje show, niż wchodzić w czyjeś. Wolę sam rozbujać swoją huśtawkę niż wchodzić na czyjąś, z której ktoś mógłby mnie „przypadkiem” (znaczy według scenariusza oczywiście…) strącić. Czuję, że niekoniecznie byłoby to przyjemnym doświadczeniem.
4 lata temu spełniłeś marzenie 13-letniej wówczas dziewczynki i uratowałeś jej życie oddając jej cząstkę siebie. Pamiętasz ten moment, w którym zadzwonił telefon, że zakwalifikowano cię jako potencjalnego dawcę? Pamiętasz te emocje i to uczucie, które wtedy w sobie miałeś?
Pamiętam, to była taka mieszanka lekkiego stresu i ekscytacji oraz nadziei, że będę mógł pomóc. Przepłynęło przeze mnie też coś fajnego. Ja nie traktuję tego jako coś „wow!”. Jeżeli zdecydowałem się oddać próbkę do analizy i okazało się, że się nadaję, to wtedy trzeba było powiedzieć tak, albo nie. Zgodziłem się, a potem wszystko poszło już jak po maśle.
A bałeś się samego zabiegu?
Miałem pobierany szpik pod pełną narkozą z talerza kości biodrowej. Prawdopodobnie do końca nie miałem świadomości zagrożenia. To, co mówią lekarze, że zabieg jest ogólnie bezpieczny i nie boli, to nie jest do końca prawdą. Na mojej drodze po prostu pojawiło się takie doświadczenie, a ja przez nie przeszedłem od początku do końca, za co czuję wdzięczność. Moja siostra genetyczna żyje, ma się dobrze. Życzę jej jak najlepiej. To tyle … Nad czym się tu rozwodzić? 🙂
Mój telefon jeszcze nie zadzwonił. Czekam na niego 11 lat. Może kiedyś zadzwoni i też zostanę dawcą, tak jak ty. Jednak powiem ci szczerze, że będąc od 17 lat honorowym dawcą krwi czuję, że my ludzie, jeśli tylko chcemy, to potrafimy się otwierać na innych i umiemy sobie wzajemnie pomagać. Dla mnie jest to ważne, że potrafimy się zjednoczyć, mimo tej czasem takiej fali nienawiści, która się pojawia. Czy pomoc innym jest dla Ciebie ważna? Jakimi wartościami kierujesz się w życiu?
Uważam, że ludzie powinni sobie pomagać i szanować siebie nawzajem. Jak wspominam czasy dzieciństwa, to mam wrażenie, że ludzie mieli dla siebie dużo więcej czasu, dużo więcej szacunku, dużo więcej empatii. Uważam, że to wszystko nadal gdzieś w nas jest, tylko zostało chwilowo uśpione. Wszystko będzie dobrze.
Z natury człowiek jest stworzony do tego, żeby żyć w rodzie, we wspólnocie i żeby się wspierać. Dostrzegam coś takiego, że z ludźmi, którymi się otaczam, wzajemnie się uzupełniamy. Tworzymy pewnego rodzaju całość. Ja jestem w czymś lepszy, ale ty też jesteś w jakiejś innej dziedzinie lepszy ode mnie. I jeśli ja jestem w czymś lepszy, to znaczy że ty możesz coś jeszcze w tym temacie nadgonić. Ja mogę coś ci dać. I wzajemnie. Mogę ciebie tego nauczyć, ale mogę też się od ciebie czegoś nauczyć.
Bardzo sobie cenię taką barterową wymianę, taką wzajemną pracę nad rozwojem. Generalnie jesteśmy stworzeni do tego, żeby wzrastać a nie tylko trwać. Wzrost odbywa się dzięki współzależnościom, koegzystencji. I te wartości są dla mnie bardzo ważne. Gdybym powiedział, że miłość jest najważniejsza, to byłoby to jedno zdanie, które zawiera wszystko. Tak, miłość jest najważniejsza !!!
Inne rzeczy są tylko dodatkiem. W wielkiej miłości wszystko rośnie. Energia przeciwna zabija a miłość powoduje, że wzrastamy i świat dzięki temu staje się lepszy. Nigdy nie byłem dobry w mówieniu o tym, w „głośnej” analizie samego siebie, co nie znaczy, że tego nie czuję. W wielu sytuacjach sam dla siebie jestem zagadką.
Uczysz dzieci gry na instrumentach, lubisz to robić?
Bardzo, robię to blisko od 15 lat. Na początku uczyłem gry na gitarze. Później zacząłem uczyć gry na basie, ukulele i instrumentach klawiszowych. Czułem jak otwierają się nowe szufladki. Zacząłem to zgłębiać i spełniłem swoje marzenie z dzieciństwa. To jest tak, że ucząc, „przy okazji” też uczysz się sam. Uczenie innych powoduje, że sami się rozwijamy, bo odpowiadamy na mega ciekawe i zaskakujące pytania.
Nie mam przygotowania stricte akademickiego. Wszystkiego, co wiem, nauczyłem się sam z różnych źródeł. Pamiętam swoje początki z gitarą. Trudno było wtedy zdobyć choćby najprostszy podręcznik z akordami.
Pamiętam jak się cieszyłem, kiedy udało mi się dostać od kolegi jakąś kserokopię arkuszy z akordami. Zacząłem to wszystko zgłębiać i odpowiadać na pytania… „ale dlaczego tam są takie dźwięki, a nie inne? Jaką funkcję każdy z tych dźwięków pełni w tym akordzie? Czy można je poprzemieniać?” i setki innych pytań 🙂 To jest właśnie zabawa z muzyką.
Wokalu nie uczę w indywidualny sposób. Jest to element wspierający naukę gry na innych instrumentach i to jest super fajne, bo jeśli coś potrafimy już zaśpiewać, to potem próbujemy to zagrać albo odwrotnie – jeśli już coś potrafimy zagrać, to potem próbujemy to zaśpiewać i łączyć obie te rzeczy.
A fajnie jest siebie odkrywać? Zaskoczyło cię coś, co w sobie masz?
No bardzo, myślę, że to jest najfajniejsza rzecz. Nie wiem, czy to jest dobre słowo, że „zaskoczyło” ponieważ, kiedy poznajemy siebie, to nie przebiega to w takich procesach skokowych. Zazwyczaj sytuacje powtarzają się wielokrotnie i dopiero, gdy dostrzegamy ich powtarzalność, zauważamy, że mamy coś do przerobienia i wyciągamy wnioski.
Najskuteczniej uczymy się, kiedy potrafimy rozwiązywać trudne sytuacje. Radzenie sobie z życiem, kiedy wszystko idzie gładko i prosto nie wpływa jakoś super hiper fajnie na proces naszej ewolucji.
Możliwe, że rozwój odbywa się też w jakiś szokowych momentach. Natomiast generalnie dostajemy lekcje do przerobienia w odpowiednim dla siebie czasie i jak je przerobimy, po prostu przechodzimy do następnej klasy. Tych lekcji nie odrabiamy z dnia na dzień, lecz każdy działa w swoim tempie. W tym znaczeniu widać jak bardzo obecny system edukacji jest niedostosowany do tego, by poznawać siebie. Mamy poznawać rzeczy, które ktoś uznał, że powinniśmy znać, ale czy to daje nam szczęście w życiu? Niech każdy odpowie sobie sam na to pytanie.
Dużo się mówi o różnego rodzaju zagrożeniach. Podnosimy też własną ekologiczną świadomość. Zaczynamy o siebie dbać, o swoją duszę o ciało. A ty w jaki sposób o siebie dbasz?
Środowisko i natura były tutaj znacznie wcześniej przed nami. To my powinniśmy szanować matkę ziemię za to, że nas tutaj gości. Moim marzeniem jest zamieszkać kiedyś blisko natury. Natomiast warto też mieć świadomość tego, że ekologia jest też pewnym elementem tej matrixowej układanki i tej manipulacji. Często używa się tych argumentów eko, żeby zamknąć nam usta.
W hipermarketach są sekcje z produktami eko, które mają nazwę eko na opakowaniu, a w środku już tak do końca super eko nie są. Dlatego ja mam do tego zdroworozsądkowy dystans. Nie jestem jakimś ekologicznym wariatem, natomiast staram się żyć w zgodzie z naturą i w zgodzie ze sobą.
My jako ludzie, jako istoty jesteśmy zarówno stworzeniami fizycznymi, jak i duchowymi. Nie zapominajmy o tym, że dusza to jest bardzo ważna część składowa nas. Kiedyś mówiło się „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Tak jak dbamy o higienę ciała, powinniśmy dbać o higienę duszy. Otaczający nas świat zdaje się prawie w ogóle nie zwracać na to uwagi.
Kiedy mówisz o duchowości, często pojawia się taka reakcja, że patrzą na ciebie jak na dziwaka. Samo pojęcie rozwoju duchowego również, wydaje mi się, jest często manipulowane. Jest sporo ludzi, którzy próbują wykorzystywać naszą ciekawość, dla których człowiek poszukujący jest po prostu klientem. Gdy szukamy różnych praktyk, które pomogą w naszym rozwoju, powinniśmy słuchać przede wszystkim siebie, żeby nie zabrnąć w ślepą uliczkę.
Moim zdaniem często myli się duchowość z religią, która nie zawsze ma z duchowością wiele wspólnego.
Ja poszedłbym jeszcze dalej w tym stwierdzeniu – one nie mają ze sobą nic wspólnego. Religia, jakakolwiek by ona nie była, jest po prostu programem, który ma spowodować jakiś efekt. Każda religia jest po prostu narzędziem w czyichś rękach, na której czele jest guru, który „pociąga za sznurki”. Po drugiej stronie są wyznawcy. Mimo dość mocnego wydźwięku tych słów, szanuję światopogląd każdego człowieka, bo każdy ma do niego prawo, każdy ma wolną wolę. Mój stanowczy opór pojawia się wtedy, gdy ktoś próbuje mi coś narzucić. Na to nie wyrażam zgody!
Zgłębianie duchowości jest indywidualną ścieżką każdego z nas. Nikt nie napisał książki na temat mojego, czy twojego rozwoju duchowego. Więc ty masz swoją ścieżkę i ja mam swoją. Każdy z nas rozwój ma wpisany w swoje DNA. To jest coś nieuniknionego. Jesteśmy na tym świecie przede wszystkim żeby się rozwijać, ale też po to by przetrwać.
Zresztą dwie z nici DNA, które w sobie mamy są odpowiedzialne za przetrwanie i za prokreację, czyli za przedłużenie gatunku. DNA to jest tak jakby fizyczną częścią nas. Natomiast część duchowa, to jest, że tak powiem zadanie z gwiazdką. Każda kropelka zawiera w sobie informację o całym oceanie. To jest w ogóle coś nad czym warto się zastanowić, żeby być tą kropelką najczystszą jak to tylko możliwe i rodzić się na nowo. Może tak to wygląda? Nie wiem.
To, co jest w nas najpiękniejszego, to miłość. I na nią nie masz dowodów, że ona istnieje, a jednak ją czujesz. Tak samo jest z duchowością.
Jestem bardzo daleki od tego, żeby duchowość traktować tylko jakikolwiek „-IZM”. Każdy ma swoją ścieżkę. Każdy ma swoje lekcje do odrobienia. Nie wiem, czy tutaj da się cokolwiek ściągnąć od kolegi. Chyba nie za bardzo.
A kochasz siebie?
Oj tak! Bardzo, jestem szczęśliwy ze sobą każdego dnia. Budzę się i dziękuję za dzień, który mam do przeżycia.
Wiesz, fajnie to w końcu od kogoś usłyszeć, bo często miłość do siebie jest mylona z egoizmem. A tak naprawdę, to dzięki temu, że kochasz szczerze siebie i żyjesz w zgodzie z samym sobą, to jesteś po prostu lepszy dla drugiego człowieka.
Wiele lat temu powtarzałem coś takiego, że dopiero wtedy, kiedy masz w sobie miłość do siebie, to możesz się nią dzielić. A to nie jest łatwe. Uświadomienie sobie tego wymaga czasu i zburzenia tego muru zbudowanego przez ego.
Ego jest elementem tego fragmentu naszego DNA, które jest odpowiedzialne za przetrwanie. Bo ono jest potrzebne, żebyśmy wiedzieli, że musimy zorganizować sobie dach nad głową, że musimy się ogrzać, bo bez tego moglibyśmy nie przetrwać.
Wydaje mi się, że tutaj jest pole do popisu właśnie dla ego. Natomiast popadanie w taką skrajność, że jak dbasz o siebie, to jesteś od razu egoistą jest grubą przesadą. Jeżeli ktoś tak uważa, to proszę bardzo, to jest jego prawo.
Łatwo jest operować na pograniczu pewnych zjawisk. Łatwo jest funkcjonować, gdy rzeczy są skrajne.
Dlatego ja mówię, że to, co robię w życiu nie jest ani dobre ani złe. Robię tak, jak czuję. Śpiewał o tym też Dawid Bowie w piosence „Ashes to ashes”:
“I never done good things.
I never done bad things.
I never did anything out of the blue”.
W tekstach Bowiego można znaleźć dużo takich kosmicznych wskazówek. Ja bardzo to czuję, kiedy śpiewam ten utwór. W nim prawie każda linijka tekstu jest jakby z innego świata.
To jest to, co mi towarzyszy, gdy śpiewam i gram covery. Dobieram zawsze te utwory, w których znajduję coś dla siebie. Generalnie lubię rzeczy, które są pozytywne, ale wykonuję też piosenki, których teksty opowiadają o trudnych rzeczach, jak np. w utworze „Forever young”.
Mam wrażenie, że tekst tej piosenki kojarzy się z czymś lekkim, chilloutowym. Natomiast jak wczytamy się w niego głębiej, to zawiera on sporo wersów, pod którymi bym się podpisał od początku do końca. Myślę, że to nie jest przypadek, że zrobiliśmy ostatnio z DJ Casprovem cover tej piosenki. Przy okazji serdecznie zapraszam wszystkich czytelników do posłuchania.
„It’s so hard to get old without a cause.
I don’t want to perish like a fading horse.
Youth’s like diamonds in the sun.
And diamonds are forever”.
Czyli coś w stylu …
„to tak trudne – zestarzeć się bez powodu …
nie chcę zgasnąć jak zamęczony w kieracie koń
młodość jest jak diament w słońcu a diamenty są wieczne”
„So many adventures given up today.
So many songs we forgot to play.
So many dreams swinging out of the blue.
Oh let it come true”.
“Tak wiele przygód nie mogło się dzisiaj wydarzyć.
Tak wiele piosenek, które zapomnieliśmy zagrać.
Tak wiele jeszcze marzeń odchodzi w niepamięć,
którym powinniśmy pozwolić na to, żeby się spełniły”
Nic dziwnego, że ten utwór był hymnem tamtego pokolenia. Gdy utwór „Forever Young” został wydany, mieliśmy wtedy po 3 lata, choć pamiętam, gdy przegrywałem tę konkretną piosenkę od kolegi będąc w pierwszej klasie podstawówki.
Właśnie taka muzyka niesie ze sobą przekaz. To jest coś, co przetrwało i co będzie „trwać wiecznie”. Dzisiejsza muzyka popularna jest często miałka. Nie mówię ogólnie, bo jest też sporo fajnej, ale za dużo jest takiej, która po prostu przez nas przelatuje nie zostawiając śladów. I to my mamy zadanie, żeby poszukiwać głębi przekazu tam, gdzie on jest. To jest tak, jak z tym rozwojem duchowym. Nie będziesz oświecony po przeczytaniu pierwszej lepszej książki w tym temacie.
Na szczęście mamy znacznie ułatwione zadanie z dostępem do muzyki w porównaniu do lat naszego dzieciństwa. Może dlatego tak bardzo doceniamy muzykę z naszej wczesnej młodości, bo wiemy, ile trzeba było włożyć trudu, by w ogóle wejść w posiadanie kasety magnetofonowej czy płyty CD naszych ulubionych artystów? Dla mnie słuchanie muzyki, gdy byłem nastolatkiem, było głębokim przeżyciem. I tak zostało.

