Koncerty

Wolność- kocham i rozumiem- Golden Life w MCK-u Bydgoszcz

Golden Life, których nazywam po swojemu po prostu goldenami grają na polskiej scenie muzycznej blisko od 30 lat. Podobnie jak zespół Hey, IRA- to kapela mojej młodości. To gitarowe brzmienie z niskim wokalem Adama Wolskiego, który jest tak charakterystyczny, jak Artura Gadowskiego. Nie da się przejść obok niego obojętnie. Ja takie głosy uwielbiam a nie jakieś tam męskie falsety. Facet, to facet i już!

Całkiem niedawno dowiedziałam się o serii koncertów, które zespół miał zagrać w stacjach radiowych. O dziwo zawitać miał też do Bydgoszczy i Miejskiego Centrum Kultury. Myślę sobie- fajnie, nigdy nie widziałam ich na żywo. No i gra tam Smaga, który wiem, co potrafi wyczyniać z gitarą. Jest dobry, a na dobre granie zawsze idę z wielką ochotą. Nieważne, czy jest to koncert darmowy, czy biletowany. Dla mnie dobra muza jest bezcenna.

Przed występem wypadało przypomnieć sobie repertuar grupy. Z małą rezerwą i dystansem posłuchałam ostatniego albumu „7”. Myślę sobie- pewnie zjebie recenzją. A tutaj naprawdę wielkie zaskoczenie, bo goldeni wrócili do rockowych brzmień, pełnych gitarowych smaczków. A skatalogować ich jednoznacznie przecież się nie da, bo romansowali z paroma gatunkami muzyki. Ja jednak ucieszyłam się, że to ponownie jest rock, bo to mi jest najbliższe. To jest naprawdę bardzo dobra płyta z mądrymi tekstami, jak chociażby w „Bezpowrotnie”, „A wiesz”, „Chory świat”, czy prześmiewczy „Celebryta”.

Zastanawiałam się jaki jest sens grać koncerty niebiletowane. Myślę sobie jednak, że czasem warto o sobie przypomnieć. Pokazać, że nie jest się jeszcze zramolałym rockmanem i nadal ma się w sobie tą muzyczną pasję i luz w dupie na scenie. A goldeni to mają. No i to dobry sposób na promocję nowej płyty przed koncertami stricte z albumem “7”.

Zawsze obawiam się o frekwencję podczas tygodniowych koncertów. Jakież było moje zdziwienie, kiedy średnia wieku w MCK-u dochodziła 60-tki a momentami nawet ją przekraczała. Czyżby zaproszenia powędrowały do Klubu Seniora? No może i tak, ale te babcie bynajmniej nie były zrzędliwymi, niezadowolonymi staruszkami, a osobami chcącymi się dobrze zabawić.

Wśród publiczności pojawili się też znajomi zespołu, którzy prowadzili zabawny dialog z „Wolą”. Cóż… podobne to pesele… więc nie dziwota to.

Parę minut po godzinie 19:00 na scenę MCK-u wyszedł Darek Gross i zaprosił słuchaczy Polskiego Radia „PIK” do spędzenia parunastu minut w towarzystwie goldenów. Zerknął na set listę i pokiwał znacząco głową, a następnie dodał: „jest dobrze”. Jakże mogło być inaczej, skoro znalazły się na niej największe hity. Ale po kolei…

Zaczęło się więc od sztandarowego utworu, z 2 płyty „Efil Ned Log”. Pierwsza piosenka zaśpiewana przez Adama Wolskiego po polsku- „Oprócz”. Chłopaki chcieli czuć się bezpiecznie więc skorzystali z usług Marka Jackowskiego. Zaczęliśmy się więc wszyscy bujać i pogwizdywać pod nosem. Zrobił się hajlajf.

Bardzo szybko jednak zostaliśmy sprowadzeni na ziemię, a to za sprawą numeru „Chory świat” z albumu „7”. Nie trwało to jednak zbyt długo, gdyż ponownie wzbiliśmy się do góry w piosence „Helikopter”, z krążka „Bluberd”. Teledysk do tego utworu był debiutem reżyserskim Wojtka Smarzowskiego: krowa, lekarz i latający wariat… cóż ciekawe… Mój ulubiony fragment w tym crazy numerze, to nawiązanie do beatlesowskiego „Hey Jude”.

Tej maszyny nie dało się już zatrzymać więc polecieliśmy z prędkością światła ponownie do „7”. Tym razem sensu życia poszukiwaliśmy w „A wiesz” i chyba nauczyliśmy się jak walczyć. Dobry nastrój nie opuszczał nas bynajmniej tego wieczoru. Wróciliśmy do albumu „Blueberd” i pokrzyczeliśmy w iście funkowym stylu „Dobra, dobra, dobra” a że śpiewać każdy może, to „Wola” oddał mikrofon basiście Jackowi „Bodkowi” Bogdziewiczowi, który dorzucił do pieca sporą dawkę satyry w piosence „Blok Brygada”. Buntowniczy nastrój złagodził kolejny utwór „Kochaj siebie”. Numer o samoakceptacji, niby banalne, ale ciągle aktualne.

Poskakaliśmy sobie już konkretnie więc trzeba było trochę zwolnić, bacząc na kondycję zgromadzonej publiki. Goldeni są mistrzami ballad a ”Wszystko to co mam” i „24.11.94” tylko to potwierdzają. Tą pierwszą usłyszałam po bardzo długiej przerwie… Tekstu bynajmniej nie zapomniałam, pomimo tego, iż napisany  został w 1993 roku. Z kolei “24.11.94”, piosenka- pomnik, bez której zespół nie wyobraża sobie każdego koncertu to już klasyka polskiego rocka. To hołd oddany tym, którzy zginęli w pożarze Stoczni Gdańskiej w 1994 roku. Ja to doskonale pamiętam, ten szok i niedowierzanie i dramat rodzin, które straciły wtedy swoich bliskich. To moja ulubiona goldenów. Taka smutna i tragiczna a głos Adama Wolskiego i proste akustyczne gitary doskonale oddały jej nastrój.

Nie smuciliśmy się jednak więcej tego wieczoru. Za sprawą „Napinacza 2000” i wstawki Rolling Stonesów „Satisfaction” nasze ramiona ponownie zaczęły się bujać a panowie byli w przysłowiowym siódmym niebie czując swą męską moc… cóż każdy się napina przy dziewczynach… Prześmiewczy klimat goldeni kontynuowali w „Celebrycie” … im mniejszy talent, tym większy tupet. Trudno się z tym nie zgodzić.

Koncert zakończył się reggaeowym utworem „Kocham wolność” tak bardzo aktualnego także w obecnych czasach. Krótki to był występ, jak dla mnie zdecydowanie za krótki. A solóweczka wokalna “Pastyla” z fragmentem “Exodus” Boba Marleya była przednia. Dlatego trzymam chłopaków za słowo i czekam na cały koncert z albumem „7”. Zatem do zobaczenia goldeni w „Bydgoszczu” 😉

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *