Koncerty

Zajarana Ziołą

Z muzyką Piotra Zioło miałam się spotkać 4 miesiące temu na CoRock Festival w Bydgoszczy. Niestety impreza została odwołana i musiałam obejść się smakiem a byłam bardzo ciekawa występu tego młodego człowieka, który tworzy muzykę trochę taką niedzisiejszą, wyjętą z innej epoki.  Polowałam więc na kolejne koncerty Piotra, aż w końcu zawitał do klubu Żak w Gdańsku.

A że występ był w weekend, to postanowiłam wybrać się do Trójmiasta. W czasie podroży słuchałam debiutanckiego albumu „Revolving door”. Znałam go już wcześniej, ale bynajniej nie zaszkodziło przecież wprowadzić się w odpowiedni muzyczny klimat.

Do klubu trafiłam bez problemu. Wiedziałam, że przed Piotrem wystąpi support, ale nie miałam pojęcia, że Ola Bilińska śpiewa pieśni miłosne w języku jidysz. Przyznam szczerze, że no było to ciekawe, ale kompletnie mi nie pasowało do tego wieczoru. To się po prostu stylistycznie nie zgrywało z muzą Piotra, bo on jest  przeznaczona do zupełnie innego grona odbiorców. Czekałam więc prawie do godziny 22:00 aż Piotrek zacznie w końcu grać. Czas mi uciekał, a o 23:00 miałam ostatnią SKM-kę i polskiego busa do Bydgoszczy. Cóż, bywa jednak i tak, że nie zawsze człowiek jest wstanie zostać do końca koncertu, choćby bardzo chciał, ale po kolei…

Piotr na scenę wkroczył energicznym krokiem. Ubrany w garnitur, prezentował się bardzo elegancko. Ładnie ułożona blond czupryna zaczesana do góry. Uśmiechnięty i wyluzowany przywitał publiczność słowami: „Mam nadzieję, że się nie obraziliście, że zmieniliśmy formę spędzenia tego koncertu. Wcześniej siedzieliście, teraz musieliście wstać, ale chyba tak jest lepiej” i zaczął śpiewać piosenkę „Bilet”. Oj chciałoby się czasem mieć go w ręku i pojechać donikąd. Zaczęło się więc rockandrollowo. Miałam miejscówkę na balkonie więc mogłam swobodnie obserwować ludzi. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy przy kolejnym utworze „As I am meant to be” dwie pary siedzące koło mnie (tak, tak u góry były krzesła) zaczęły romantycznie kołysać się w rytm tej pięknej ballady. Przytulaski jednak bardzo szybko się skończyły, gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki dynamicznego  „Django”.

Po nim publiczność zaczęła klaskać rytm „Safari”, o którym Piotr powiedział tak: „To był nasz ostatni singel. Nie, nie ostatnia piosenka,  spokojnie. Do Safari  wyszedł też teledysk, w którym tak bez celu biegam sobie po lesie. On cały czas walczy na Liście Przebojów Programu Trzeciego, czyli Trójki. Wczoraj mieliśmy koncert w Elblągu w czasie notowania. A ja dostałem smsa od mojej Mamy: “Na 50 miejsc na liście „Safari” jest na 49″… Więc wiecie w jakim tonie się do was teraz zwracam.  Chociaż tego… wiecie, nie odbierajcie tak personalnie.  Jak wam się podoba… to wiecie, nie…”. Ludzie zaczęli się śmiać a Piotrek zaczął nucić „szczzzz”. Pomyślałam sobie, co to jest? A to był wstęp do „W ciemno”, w którym prym wiodły mocne gitarowe riffy, które zaostrzyły się w „Let it go” i „CFTCL” w bardzo ładnych solówkach. Bębny także miały swoje pięć minut, zwłaszcza w luzackim numerze „Podobny”.

Piotr wkręcał się w klimat z minuty na minutę. Wywijał równo i w pewnej chwili stwierdził:   Jak ładnie śpiewacie, będzie czad”. W tym momencie parę osób zaczęło opuszczać salę.  Piotr zawadiacko zapytał: „A gdzie wy  idziecie, wychodzicie tak? Szkoła, tak? Późno już.  Do zobaczenia, trzymajcie się..  Tak więc mówiłem o tym, że bardzo ładnie śpiewacie, znacie teksty. Kurcze i jak mam się tu utrzymać na tej scenie?” i zaczął śpiewać „Revolving door” a potem nostalgiczne „Wicked game” Chrisa Isaaka, po którym otrzymał gromkie brawa i zażartował: ”Widziałem, że śpiewaliście, znacie tekst?  Ruszaliście się tak ładnie. .. No to nie było nasze… Ale chyba ładnie nam wyszło?”. No ładnie wyszło, ładnie. Zwłaszcza, kiedy pod koniec utwór niespodziewanie zmienił tempo i przyspieszył gwałtownie.

A potem Piotr zaśpiewał „Kolor czerwieni”- kawałek, napisany z Wojtkiem Mazolewskim i ponownie sypnął humorem. „Wojtek jest w ogóle stąd, w sensie z Pomorza. Pozdrawiamy go serdecznie, chociaż widziałem, że siedzi sobie w Londynie. Cóż… ale tu też jest fajnie. Nawet lepiej… Nie słyszę? Jest lepiej?”.  Ogromnie żałuję, że nie mogłam zostać na bisy (wychodziłam z klubu, gdy Piotrek śpiewał „Mexico”.  Tym bardziej, że na setliście miał jeszcze w zanadrzu jedną z moich ulubionych piosenek „Amy”, przy której mogę się bujać godzinami. Swoją drogą w tym utworze przypomina mi Louisa Armstronga w „What a wonderful world”.

Reasumując zajarałam się Ziołem. Reprezentuje styl, którego już praktycznie nie ma. Przy którym można się wyszaleć, romantycznie pokołysać i potańczyć. Fajnie, że taki artysta znalazł swoją niszę w tym muzycznym światku. A ten chłopak ma zaledwie niespełna 22 lata. Szacun Panie Zioła! I do zobaczenia na muzycznym szlaku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *